niedziela, 26 maja 2013

Chapter 11

~Muzyka~
Czułam na sobie jego wzrok ale nadal dzielnie szłam przed siebie udając, że nic się nie stało. Jeszcze kawałek. Dam radę. Ba! Muszę dać radę.
W mojej głowie cały czas odtwarzały się sceny mojego dość...dziwnego snu.

Obejrzałam się i zobaczyłam...Siebie? Siedzącą na białej kanapie i bawiącą się nerwowo palcami. Po pomieszczeniu rozległo się ciche pukanie, a ja wstałam szeleszcząc przy tym piękną białą suknią, w którą byłam ubrana.
 Drzwi uchyliły się i pojawił się w nich Louis. Dziwnie się czułam ze świadomością, że oni mnie nie widzą. Ale przecież to było moje wspomnienie. Coś co już kiedyś przeżyłam.
- Pięknie wyglądasz.- Powiedział chłopak i wszedł w głąb pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
- Dziękuję.- Odpowiedziało mu moje drugie ja. Louis zrobił kilka kroków w stronę mnie i stanął na przeciwko.
- Dostałaś paczkę?- Zapytał. Jaką paczkę?! Brunetka pokiwała głową.- Mam coś jeszcze.- Dodał i wyciągnął jakąś kopertę.
- Co to?- Zapytałam i wzięłam od niego białą kopertę, która wydawała mi się pusta.
- Coś co może wszystko naprawić.- Uśmiechnął się, a wszystko wokół mnie zaczęło się rozmazywać.

Po chwili wylądowałam w jakimś salonie i przytulałam się do Liama.
- To prawda Katie. Przykro mi.- Powiedział i świat znów zaczął się rozmazywać.

Nie miałam pojęcia dlaczego śniło mi się coś co nigdy nie miało miejsca, coś co było zbyt drastyczne jak dla mnie. Chociaż po wczorajszym dniu to już sama nie wiedziałam co jest drastyczne i nie prawdziwe, a co po prostu jest prawdą.
Chłopak, którego postrzegałam za ideał okazał się być przeciwieństwem moich wyobrażeń. Natomiast chłopak, którego chciałam unikać i o nim zapomnieć okazał się chyba najlepszym co mnie spotkało. I jak tu się połapać?!

Louis.

Szedłem przed siebie z Harrym cały czas trajkoczącym o jakiś dzikich niedźwiadkach, które go zaatakowały w stu milowym lesie. Nie skupiałem się na nim. Skupiałem się na każdej blondynce, którą zauważyłem mając nadzieję, że to ona. Zdecydowanie za dużo jest tutaj blondynek. 
- Louis! Znowu mnie nie słuchasz.- Oburzył się Harry szturchając mnie w ramię. Spojrzałem na niego, a on pokręcił głową z uśmiechem na ustach.
- Przepraszam Harry, po prostu..... Ech, sam nie wiem.- Odpowiedziałem i wzruszyłem ramionami. Chłopak objął mnie ramieniem, a ja poczułem się jak za dawnych czasów.
- Miłość ogłupia człowieka.- Powiedział i zaśmiał się z mojej miny. Przekręciłem oczami ale na mojej twarzy pojawił się lekki uśmieszek.
- To ty chyba kochasz wszystkim.- Odciąłem się, a on oburzony zabrał rękę z mojego ramienia i przyłożył ją sobie do piersi, w miejscu gdzie znajdowało się jego serce.
- Auć Tomlinson.
- Sorry Styles, prawda nie raz jest bolesna.- Zaśmiałem się  nie czekając na niego przyspieszyłem kroku dostrzegając na końcu ulicy cukiernię.
- Zapamiętam to.- Obok mnie pojawił się Harry i wymierzył w moją stronę palec, a po chwili zaczął się śmiać, a ja razem z nim.

Elena.

Szłam tuż za nimi, przysłuchiwałam się ich wesołym głosom. Za każdym razem gdy oni się śmiali to moje usta wyginały się w podkówkę. Widziałam, że Louis się za kimś rozgląda, szuka kogoś. Kogo? Skąd ja mogę to wiedzieć. 
Pokręciłam głową i zaczęłam wpatrywać się w chodnik, po którym dziennie przechodzi kilka tysięcy ludzi. Zderzyłam się z kimś przez co lekko oszołomiona i zawstydzona podniosłam głowę do góry i chciałam zacząć przepraszać ale mój głos uwiązł w gardle i nie zamierzał go opuścić.
- Nie ładnie jest śledzić ludzi.- Powiedział cicho przez co jego głos nabrał seksownego tonu i lekkiej chrypki, która wywołała na moim ciele dreszcze.
- Nie śledziłam cię.- Pospieszyłam z wytłumaczeniami odsuwając się od chłopaka wiedząc czym to może się skończyć.
Louis rozejrzał się dookoła i chwyciwszy mnie za rękę pociągnął w jakimś kierunku, a ja odwróciłam przerażona głowę do tyłu sprawdzając czy czasem Nick nas nie widzi.
Weszliśmy do jakiegoś baru, a Louis poprowadził mnie do jakiegoś magazynu wcześniej witając się skinieniem głowy z barmanem. Chłopak zamknął za nami drzwi, a ja rozejrzałam się przerażona po pomieszczeniu.
- No to teraz porozmawiamy.- Brunet wydawał się dumny z siebie i obrotu sytuacji, która wcale mi się nie podobała.
- Louis wypuść mnie.- Powiedziałam cicho lekko drżącym głosem. Chłopak oparł się o drzwi i założył ręce na piersi patrząc na mnie badawczym wzrokiem.
- Czego się boisz?- Zapytał, a ja odwróciłam wzrok od jego twarzy. Nagle zaczął mnie onieśmielać co wcale mi nie pomagało w obecnej sytuacji.
- Ciebie.- Odpowiedziałam krótko bardzo mijając się z prawdą. Nie mogłam się jego bać. Nie wyobrażałam sobie jak ktoś w ogóle mógł się jego bać. Przecież Louis jest odwrotnością Nicka.
- A więc trzeba to zmienić.- Powiedział i odsunął się od drzwi podchodząc do mnie. Nie odsunęłam się, po prostu stałam dalej w tym samym miejscu ze spuszczonym wzrokiem.
Poczułam jego ciepłą i delikatną dłoń na swojej brodzie. Podniósł moją głowę do góry zmuszając mnie tym samym do spojrzenia w jego niebieskie oczy. Co w nich zobaczyłam? Miłość, smutek, żal, roztargnienie, pragnienie. Czy to wszystko było skierowane do mnie? Czy mam poczuć się teraz winna? Jeżeli ty to i on.
- Umiesz zdziałać cuda, już się nie boję, a teraz mnie wypuść.- Powiedziałam, a on zaśmiał się ukazując przy tym rząd równych, białych zębów.
- Dlaczego tak przede mną uciekasz?- Zapytał, nadal trzymając swoją dłoń na mojej twarzy.
- Jeszcze przed chwilą twierdziłeś, że cię śledzę.- Odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam sama do końca nie wiedząc dlaczego to robię.
- Wiesz, że nie o to chodzi.- Jego dłoń z mojego podbródka powędrowała na policzek, a jego kciuk zaczął zataczać jakieś małe kółeczka, które dawały mi ukojenie.
- A o co?- Zapytałam nim utonęłam całkiem w jego oczach.
- O to, że nie pozwalasz mi się do ciebie zbliżyć.- Wyszeptał i nachylił się nade mną. Przełknęłam instynktownie ślinę, a moje serce przyspieszyło waląc jak oszalałe.
- Nie znam cię.- Przy wypowiedzeniu tych słów niechcący musnęłam jego wargi swoimi, a on musiał odebrać to jako pozwolenie i zachłannie wpił się w moje wargi, aż cofnęłam się o krok do tyłu.
Jego usta, dotyk, zapach... Wszystko sprawiało, że w mojej głowie pojawił się jeden wielki chaos. Czułam się przy nim dobrze, tak jakby moje miejsce było właśnie przy nim ale... Właśnie zawsze musi pojawić się jakieś jedno pieprzone 'ale.'
Odsunęłam się niechętnie nadal nie otwierając oczu. Bałam się. Bałam się, że jak je otworzę to on zniknie.
- Jestem tutaj.- Wyszeptał jakby czytał w moich myślach. Chwycił moje obie ręce, a ja mimowolnie otwarłam oczy i napotkałam jego wzrok.
- To się źle skończy. On się dowie.- Wyszeptałam i pokręciłam głową nie dowierzając w to co się właśnie dzieje.
- Kto się dowie? Katie?
- Nie mów tak do mnie.
- Ale to twoje imię, więc dlaczego...
- Przestań!- Krzyknęłam i wyrwałam swoje ręce z jego dłoni.- Daj mi po prostu spokój. Tak będzie lepiej.
- Lepiej dla kogo?!- Krzyknął zdenerwowany po czym przeczesał palcami włosy chcą się w ten sposób uspokoić.
- Dla ciebie. Dla mnie. Dla nas.- Odpowiedziałam i wyminęłam go bez problemu wychodząc z pomieszczenia.
Po wyjściu na chodnik, który był pełny ludzi kilka łez bezradności i rozpaczy popłynęło po moich policzkach.

Harry.

Gdy Louis postanowił zawrócić do hotelu, ja udałem się na dość zatłoczoną plażę. Jak na razie nikt mnie nie zaczepił, nie prosił o autograf co właściwie mnie cieszyło, ale dziwnie się z tym faktem czułem. Nie ważne gdzie się pojawiałem zawsze był ktoś kto chciał mieć ze mną zdjęcie lub chciał mój autograf. Jesteś egoistyczny. Nie. Do egoisty to jeszcze mi daleko.
 Mimo wszystko ostatnie dni mojego życia zdecydowanie wskazują, że nie jestem zapatrzonym w siebie dupkiem. Pozwoliłem komuś ważnemu dla mnie odejść do innej również ważnej dla mnie osoby. Czy tak postąpiłby egoista? Oczywiście nie mówię, że nie myślałem o tym aby zachować się egoistycznie, bo myślałem i to dużo ale jednak postanowiłem sprawdzić radość komuś innemu i siedzieć cicho tak jak zawsze. 
- Przepraszam mógłby pan powiedzieć mi jak dotrę do najbliższej restauracji?- Jakiś miły głos ściągnął mnie na ziemię. Rozejrzałem się zdezorientowany i dopiero po chwili dojrzałem trochę niższą ode mnie brunetkę, która uśmiechała się do mnie nerwowo. 
- Z chęcią bym ci pomógł ale nie jestem stąd.- Odpowiedziałem, a on pokiwała głową i włożyła za ucho kosmyk włosów, który utrudniał jej podziwianie mnie.
- Trudno. Ale i tak dziękuję. Do widzenia.- Powiedziała speszona moim wpatrywaniem się w nią i odeszła oglądając się co chwilę za siebie. O kurwa. Spotkałem anioła. ~ Nie! Ty już swojego masz. Opanuj się Styles. Pokręciłem głową i ruszyłem dalej rozmyślając nad wszystkim i niczym.

Elena.

Mocne uderzenie spowodowało moje dość bliskie spotkanie z podłogą, a z moich ust wydobył się cichy jęk bólu. Chwyciłam się za obolałą rękę i starałam się podnieść co nie wychodziło mi zbyt dobrze. 
- Ostrzegałem cię.- Nick wymierzył we mnie palec, a po chwili zobaczyłam pięść zmierzającą prosto na mnie. Znów poczułam przeszywający bólu w szczęce i łzy bólu wydostały się na zewnątrz.- Nie rycz głupia- Powiedział pogardliwie i zmierzył mnie wzrokiem prychając pod nosem. Dla niego byłam nikim. I tak też się czułam. Nikim. Byłam sama, sama musiałam sobie poradzić ze wszystkimi swoimi problemami. 
- Proszę cię Nick. Przestań. Proszę.- Wyszeptałam i spojrzałam na niego przez łzy. Mrugnęłam przez co słona ciecz potoczyła się po moich policzkach i po chwili rozprysła się na zimnych płytkach.
- Jesteś nikim rozumiesz? Jesteś zwykłą dziwką.- Powiedział i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Bo jak śmierć potężna jest miłość... Nie prawda. Nie w naszym przypadku. Czy my w ogóle się kochamy? Czy ja kocham go? Czy wiem co to jest miłość? Oczywiście, że wiesz. 
Podniosłam się raptownie z podłogi i ignorując zawroty głowy i palący ból za równo w szczęce jak i w ręce udałam się do naszej sypialni. Wyciągnęłam z szafy torbę i zaczęłam wrzucać do niej pierwsze lepsze ubrania. Wszystko wykonywałam w pośpiechu bojąc się, że zaraz może wrócić Nick chcąc dokończyć swojego dzieła.
Bałam się. Wiecie co?
 Ja nie lubię się bać.
 Nie lubię gdy moje serce bije jak szalone, a puls przyspiesza.
Nie lubię czuć czyjegoś oddechu na swoim karku i czekać aż mnie zaatakuję.
 Nie lubię siedzieć bezczynnie w jednym miejscu i przyjmować wszystko co przyniesie mi los.
Po prostu tego nie lubię.
Wzięłam do ręki czarny marker i ściągnąwszy ze ściany obraz wzięłam się do pisania.
Wiesz, że nie lubię gdy ktoś mnie okłamuję, prawda? Żegnam i życzę miłego, samotnego życia z urojeniami frajerze. 
Szybko chwyciłam torbę i wybiegłam z pokoju, przebiegając przez salon i wyszłam trzaskając drzwiami. Szybkim krokiem udałam się na plażę i wtopiłam się w tłum. Gdzie ja mam teraz iść? Tylko to pytanie krążyło po mojej głowie. 
Szłam po rozgrzanym żółtym piasku z twarzą pochyloną ku dołowi chcąc ukryć czerwone ślady na swojej twarzy. Gdyby ktoś coś zauważył... Źle by się to dla mnie skończyło. Bardzo źle.
 Teraz błąkając się bez celu zastanawiam się skąd wzięła się we mnie taka siła i odwaga aby uciec. Przecież jeżeli on mnie teraz znajdzie to mnie zabije bez żadnych skrupułów. To nie pozwól aby cię znalazł. Taa. Ciekawe jak. Nie mogę spędzić nocy na mieście bo na pewno ktoś mnie zauważy. Na pewno jacyś jego kumple podkablują mu, gdzie jestem. Jeżeli oczywiście już tego nie zrobili. 
Z westchnieniem wyszłam z plaży i skierowałam się wgłąb miasta. Przechodząc obok jednego z hoteli wpadłam na pewien pomysł. Rozejrzałam się i zauważyłam dość dużą grupkę dziewczyn z plakatami i transparentami. Uśmiechnęłam się zadowolona z siebie i przepchałam się przez grupkę dziewczyn. Przywitałam się z ochroniarzami cichym 'Dzień dobry' i bez problemu weszłam do przestronnego i chłodnego holu.
W lustrze, które znajdowało się na przeciwko mnie zobaczyłam odbicie swojej twarzy. Czerwone ślady przeradzały się w fioletowe okręgi, które szybko nie znikną.
 Znów spuściłam głowę i podeszłam do recepcji.
- Dzień dobry. Czy mogłaby mi pani powiedzieć, w którym pokoju znajduję się... Louis Tomlinson?- Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie jego nazwiska.
- Przykro mi ale nie mogę udzielać takich informacji.- Odparła kobieta niezbyt miłym głosem. Coś mi się wydaję, że nie pierwszy raz tego dnia powtórzyła to samo zdanie.
- A czy mogłaby pani do niego zadzwonić i powiedzieć, że ktoś na niego czeka?- Znów zadałam pytanie i jeszcze niżej spuściłam głowę czując na sobie wzrok wrednej baby.
- Czy ty nie rozumiesz....
- Amy? Coś się dzieje?- Wypowiedź kobiety przerwał jakiś mężczyzna, który brzmiał o wiele milej niż ona. Miałam nadzieje, że on mi pomoże.
- Proszę tylko zadzwonić. Nazywam się Ele... Znaczy Katherine Parks. Proszę.- Ostatnie słowo wyszeptałam. Zamknęłam oczy czując się bezradna.
- Amy wykonaj prośbę pani.- Rozkazał mężczyzna i odszedł co wywnioskowałam z cichych kroków stawianych przez niego. Kobieta o imieniu Amy westchnęła i podniosła słuchawkę wybierając jakiś numer z kartki, której widziałam tylko rąbki.
- Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam ale przyszła jakaś dziewczyna, która przedstawiła się jako Katherine Parks i bardzo chciałaby się spotkać z panem Louisem.- Nastała cisza, a ja zaczęłam się bać, że oni mogą nie chcieć mnie widzieć. Mogą o mnie zapomnieć tak jak im kazałam.- Dobrze rozumiem. Do widzenia. Czwarte piętro.- Powiedziała, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech, którego nie mogła zauważyć przez włosy, które otulały moją zmasakrowaną twarz.
- Dziękuję.- Odpowiedziałam jej i szybko z torbą w ręku skierowałam się do windy. Na szczęście nikogo nie było więc mogłam stanąć prosto i obejrzeć swoją twarz w odbiciu lustra, które zajmowało jedną całą ścianę w windzie.
Na moim prawym policzku widniało czerwono-fioletowe koło, które przybierało na kolorach. Z rozciętego łuku brwiowego wychodziła mała strużka zaschniętej krwi. Lewe oko było lekko podpuchnięte, przez co mało co na nie widziałam. Prawy łokieć był mocno spuchnięty i siny co raczej nie wróżyło nic dobrego.
Winda zatrzymała się, a drzwi otwarły  po cichym piknięciu. Moja głowa znów powędrowała w dół, a dłoń silniej ścisnęła uchwyt od mojej torby.
- Co ci się stało?- Instynktownie podniosłam głowę do góry i napotkałam zdziwiony wzrok Louisa, który stał przed ochroniarzami. Mają całe piętro. To chyba lepiej. Przynajmniej nie będzie świadków przy tym jak mnie zwyzywają i wyrzucą.
- Louis ja  przepraszam ale nie miałam do kogo pójść i....- Przerwałam ponieważ silny szloch ogarnął moje ciało, a długo przetrzymywane łzy wypłynęły na zewnątrz ukazując moją słabość.
- Skarbie nie masz za co przepraszać.- Nim się obejrzałam znalazłam się w silnych ramionach Louisa.- Kto ci to zrobił?- Nie odpowiedziałam mu tylko oplotłam go w pasie swoimi rękami i zacisnęłam mocno powieki.- Katie? To on, prawda? To Nick.- Wciągnęłam głęboko powietrze słysząc jego imię.- Zabiję skurwysyna.- Powiedział i odepchnął mnie od siebie.
- Louis nie! Proszę nie zostawiaj mnie. Potrzebuję się teraz.- Powiedziałam i rozpłakałam się jeszcze bardziej. Lou znów przywarł swoim ciałem do mojego i pocałował w głowę.
- Już nigdy cię nie zostawię.- Wyszeptał i jeszcze bardziej mnie przytulił, a ja dopiero teraz poczułam się bezpieczna. Tak na prawdę bezpieczna.
**
Weszłam do pokoju, w którym siedział Louis i spuściłam głowę na dół czując się nieswojo.
- Połóż się i odpocznij. Liam mówił, że lekarz przyjdzie dopiero jutro rano.- Chłopak wstał z łóżka, a ja stanęłam na przeciwko niego podnosząc głowę i spoglądając w jego niebieskie tęczówki.
- Dziękuję. I nie potrzebnie dzwoniliście do lekarza. Nic mi nie jest.- Powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam aby przekonać go do swoich słów.
- Nie wydaję mi się aby siniaki na twarzy i opuchnięta ręka były niczym Katie.- Dotknął mojego policzka, na którym był doskonale widoczny siniak.
- Zostań ze mną. Nie chcę być teraz sama.- Wyszeptałam patrząc z nadzieją na jego twarz.
- Dobrze, ale masz już się położyć.- Uśmiechnęłam się lekko i wykonałam jego polecenie.
Po chwili i on leżał obok mnie, a ja bezkarnie mogłam wdychać jego zapach.
- Louis gdy zniknęłam... Czy ty nadal byłeś pewny swoich uczuć do mnie?- Zapytałam i ku jego zdziwieniu przytuliłam się do niego, a głowę położyłam na jego piersi.
-  Nigdy nie byłem bardziej pewny swoich uczuć, tak jak wtedy gdy cię straciłem.- Jego ręka zaczęła zataczać jakieś okręgi na moich plechach.
- Nigdy nie przepraszaj za to co czujesz. To jak przepraszanie za bycie prawdziwym.- Wyszeptałam.- Ty to powiedziałeś, prawda?- Dodałam i mogłam przysiąc, że się uśmiecha.
- Tak. To moje słowa.
- Tak bardzo chciałabym sobie wszystko przypomnieć.
- Przypomnisz. Zobaczysz teraz będzie już tylko lepiej Katie. Tylko lepiej.- Zamknęłam swoje oczy i wsłuchałam się w najpiękniejszą muzykę świata.
W spokojne bicie serca Louis.
---------------------------------------------------------------------------------------
Hejooo! Tak trochę dzisiaj późno ale.... Bywa. Doszło kilku obserwatorów za co dziękuję ♥. Mam do was małą prośbę. Czy mogłybyście zostawiać chociażby, krótkie komentarze pod rozdziałami? Będę bardzo wdzięczna.
Teraz taka trochę smutna sprawa. Stwierdziłam iż ten blog łącznie będzie miał 15 rozdziałów. Ten jest jedenasty więc jeszcze 4 i Epilog i koniec. Nie chcę ciągnąć tego nie wiadomo ile bo potem to już nie jest takie same. Co niektóre osoby mogą być zdziwione tym faktem ponieważ opowiadanie o Harriet miało coś około 30 rozdziałów ale po prostu tutaj z tym jest inaczej.  
Do zobaczeni, misiaki! :*

2 komentarze:

  1. Świeetne *____* Kocham cię dziewczyno <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, ze już nie komentuje, ale dużo się pozmieniało u mnie.. Ale dalej jestem, czytam.
    Jak zawsze świetnie ;)

    OdpowiedzUsuń