niedziela, 28 kwietnia 2013

Chapter 6

Siedziałam na zimnej podłodze opierając się o ścianę która swoja drogą też za ciepła nie była. Nie wiem ile czasu minęło. Mam wrażenie, że wieki. Spojrzałam na przyjaciół. Nikt się nie uśmiechał, każdy był poważny. Liam siedział z Danielle na swoich kolanach która chyba płakała, Niall próbował pocieszyć płaczącego Harry'ego, a Zayn siedział z twarzą ukrytą w dłoniach starając się ukryć wszystkie emocje. A ja? Ja po prostu wpatrywałam się w drzwi za którymi leżał Louis z nadzieją, że zaraz wyjdzie stamtąd lekarz i powie, że wszystko jest dobrze. Nie płakałam. Już nie. Chyba po prostu nie miałam na to siły. Byłam zmęczona, a na dodatek mdliło mnie jak cholera, ale mimo wszystko musiałam tutaj siedzieć i czekać. Przecież wreszcie ktoś musi stamtąd wyjść i nam coś powiedzieć, prawda?
Drzwi się otworzyły, a ja momentalnie stałam na nogach. Z sali wyszedł lekarz, a za nim pielęgniarki z łóżkiem na którym leżał nieprzytomny Louis. Moje serce zaczęło szybciej bić. Chciałam podejść do niego, ale Zayn chwycił mnie za rękę i zatrzymał. W moich oczach znów wezbrały się łzy ale tym razem bezradności.
- Gdzie go zabieracie?- Zwróciłam się do lekarza, a on uśmiechnął się do mnie. Wyrwałam rękę z uścisku Zayn'a i nadal wyczekiwałam odpowiedzi.
- Musimy zabrać pana Tomlinsona na badania. Proszę się nie martwić i być dobrej myśli.- Mówił tak jakby powtarzał coś czego musiał się nauczyć na pamięć. I pewnie tak było. Spojrzałam na siną twarz Louis'a. Gdzieniegdzie było widać rozcięcia z których wcześniej wypływała krew. Poczułam, że jest mi co raz bardziej niedobrze więc odwróciłam wzrok od jego twarzy i skierowałam się do toalety która była nie daleko. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam głęboko oddychać. To moja wina. Mogłam z nim pójść i nie byłoby problemu.
Spojrzałam na swoje odbicie i stwierdziłam, że wyglądam okropnie. Nie miałam na sobie makijażu ale podkrążone oczy robiły swoje. Włosy miałam roztrzepane, a twarz bladą.
- Katie? Wszystko dobrze?- W lustrze zobaczyłam zmartwioną twarz Dan. Starałam się nie rozpłakać ale nie dałam rady. Spuściłam głowę na dół, a słone kropelki spadały na marmurowy blat rozbijając się o niego. Poczułam ciepłe ręce dziewczyny na swoich ramionach. Odwróciłam się i znalazłam się w jej uścisku.
- To moja wina Dan. Gdybym po prostu z nim poszła nie byłoby nas teraz tutaj, a Louis....
- Ciii. To nie twoja wina. - Danielle pocierała dłońmi moje plecy, a ja zaczęłam się uspokajać.- Louis jest silny zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.- Pokiwałam głową czując, że ona sama nie wierzy w to co mówi.
Odsunęłam się od niej i otarłam policzki z łez. Obmyłam twarz zimną wodą i wyszłam na biały korytarz. Nie zdążyłam podejść do miejsca w którym wcześniej siedziałam ponieważ Harry chwycił mnie za rękę i posadził obok siebie. Muszę przyznać, że nie wyglądał on lepiej ode mnie.
- Katie to prawda?- Zapytał lekko ściszonym głosem.
- Ale co?- Zapytałam całkowicie nie wiedząc o co on mnie w tej chwili pyta.
- No to, że jesteś w ciąży.- Powiedział jeszcze ciszej, a ja odwróciłam wzrok od jego zielonych oczu.- To nie Lou jest ojcem prawda?- Zadał kolejne pytanie, a ja tylko pokiwałam głową. Chłopak westchnął i pokręcił głową.
- Harry musisz mi obiecać, że nikomu o tym nie powiesz.- Powiedziałam dobitnie i czekałam na odpowiedź. Pokiwał głową, a ja bez słowa wstałam i usiadłam z powrotem pod ścianą. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę wspomnień.

Złączył nasze dłonie razem i poczułam jak całuję mnie w skroń. Uwielbiałam gdy to robił. Czułam się jakby w momencie zetknięcia się jego ust z moją skórą mógł odczytać moje myśli.
- Nie pozwolę aby coś ci się stało.- Wyszeptał jakby do siebie. Oderwałam wzrok od gwiazd i spojrzałam w jego niebieskie oczy który były przepełnione miłością jak i troską o mnie.
- Nic mi się nie stanie.- Zapewniłam go i pocałowałam w kącik ust. Uśmiechnął się słodko w moją stronę.
- Chciałbym leżeć tutaj z tobą całą wieczność.- Westchnął, a ja znów powróciłam do oglądania świecących punkcików na granatowym niebie.
- Wiem o czym mówisz.- Zamknęłam oczy i wsłuchałam się jak spokojnie bije jego serce. 

Otworzyłam oczy zła na siebie, że znów pozwoliłam wrócić sobie do tych spokojnych dni. Podczas gdy ja wspominałam Louis musiał wrócić z badań ponieważ z jego pokoju wyszedł lekarz z niezbyt szczęśliwą miną. Wszyscy go okrążyli tylko ja nadal siedziałam na podłodze bojąc się co mogę usłyszeć. Prawda jest taka, że wolałam nie wiedzieć.
- Katie? Chcesz do niego wejść?- Liam podał mi rękę i pomógł wstać. Podeszłam do drzwi i położyłam rękę na klamce.
- Czy.... Czy on przeżyję?- Zapytałam i spojrzałam w ich stronę. Harry uśmiechnął się do mnie i pokiwał głową.
- Mówiłam ci, że Louis jest silny.- Danielle uśmiechnęła się do mnie i wtuliła się w Liam'a. Spojrzałam na białe drzwi i zabrałam rękę z klamki.
- Pozdrówcie go ode mnie. Albo nie. Nic nie mówcie.- Ominęłam ich i skierowałam się do wyjścia ze szpitala. Chciałam go zobaczyć ale coś mi nie pozwoliło wejść do środka. Może tak będzie lepiej.
Wychodząc ze szpitala wpadłam na kogoś przez co wylądowałam na ziemi. Szybko wstałam i spojrzałam na osobę z którą się zderzyłam. Wciągnęłam głęboko powietrze czując jak moje serce przyśpiesza.

Szłam korytarzem rozglądając się czy czasem go nie ma w pobliżu. Bez problemu dotarłam do szafki i otworzyłam ją chcąc jak najszybciej opuścić szkołę. Z środka wyleciało mnóstwo zdjęć z moim udziałem. Pozbierałam je i wyrzuciłam do kosza. Nie mogłam pozwolić się wyprowadzić z równowagi.
- Zostaw trochę dla twojego Louis'ka.- Usłyszałam za sobą jego kpiący głos. Zaśmiał się a kilka osób mu zawtórowało. Odwróciłam się z obojętną miną.
- Jak cię zazdrość zżera to nie do mnie.- Powiedziałam do niego i ominęłam nadal próbując utrzymać maskę obojętności na mojej twarzy.
- Pożałujesz tego. Może i wszyscy zapomnieli o tym filmie ale na pewno znajdzie się coś lepszego.- Usłyszałam za sobą i przyśpieszyłam kroku.

Nic się nie zmienił. Nadal miał ten swój pewny uśmieszek na ustach. Brązowe włosy roztrzepane na wszystkie strony dodawały mu uroku i tajemniczości.
- Miło cię widzieć Katie.- Powiedział i powiększył swój uśmiech, a ja przestałam się denerwować.

Harry.

Skutecznie unikałem patrzenia w jego zmęczone oczy które cały czas zerkały na drzwi. Źle się czułem z faktem, że muszę go okłamywać ale co ja mogę zrobić? Powiedzieć prawdę. Taaa i co jeszcze. 
- Harry? Dobrze się czujesz?- Zapytał jakbym to ja leżał pobity w szpitalu. Lekki uśmiech wkradł mi się na twarz, który tylko ukazywał moje zdenerwowanie.
- Tak, wszystko dobrze. Po prostu jestem jeszcze trochę zdenerwowany.- Wbiłem wzrok w podłogę czując jak jego niebieskie oczy świdrują we mnie dziurę.
- Harry gdzie Katie?- Zadał następne pytanie które mnie przeraziło. Podniosłem głowę i spojrzałem na przyjaciół szukając pomocy.
- Ona trochę źle się czuła i poszła do domu.- Wyszedł mi z pomocą Liam. Uśmiechnąłem się do niego dziękując w ten sposób.
- Czy on jej coś zrobił?- Louis uniósł się lekko na rękach i skrzywił mimo wszystko nie położył się z powrotem. On ją tak mocno kocha, a ona ma go gdzieś. Poczułem nagły przypływ złości na tą drobną brunetkę która powinna teraz tutaj z nim być.
- Nie. Nie zdążył.- Powiedziałem i miałem ochotę dodać jeszcze dlaczego ale przypomniałem sobie, że obiecałem jej nic nie mówić. 
- Myślicie, że zgodzi się zeznawać na policji? Przecież to nie pierwszy raz.- Zayn spojrzał na nas po kolei, a ja tylko wzruszyłem ramionami. 
- Wątpię aby się zgodziła. No ale próbować zawsze można.- Niall cały czas mi się przyglądał jakby chciał dać mi coś do zrozumienia. 
- Zgadzam się z tym farbowanym popaprańcem. Katie jest uparta.- Stwierdziłem i szturchnąłem Horana w ramie. Za wszelką cenę muszę odwrócić od siebie ich uwagę.

Katherine.

Głośna muzyka, zapach alkoholu, dym od papierosów, kolorowe migoczące światła które co chwilę oświetlały nasze tańczące sylwetki aby po sekundzie znów ogarnęła nas ciemność. Poczułam ręce Nicka na swojej talii ale schodziły one co raz niżej co wcale mi nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie chciałam więcej. Alkohol pobudził moje ciało do stopnia wytrzymałości, a Nick stanowczo i bez podtekstów to wykorzystywał.
Wreszcie zmęczona jego podchodami chwyciłam go za rękę i ciągnęłam go za sobą. Otwarłam drzwi na których widniał napis ''Magazyn'' i weszłam tam czekając aż brunet zrobi to co ja. Zamknął za sobą drzwi odcinając nas od krzyków ludzi którzy chcieli się ze sobą porozumieć. Nadal stałam tyłem gdy jego ręce owinęły się wokół mojego brzucha i przyciągnęły mnie do jego rozgrzanego ciała. Przekręciłam głowę w lewą stronę, a on odebrał to tak jak chciałam. Najpierw złożył na mojej szyi jeden delikatny pocałunek po czym odsunął swoje usta od mojej ciepłej skóry zostawiając po sobie niedosyt. Jęknęłam nie zadowolona i odwróciłam się do niego przodem. Przez chwilę patrzeliśmy sobie w oczy, a na mojej twarzy pojawił się wredny uśmieszek w którym była cała moja pewność siebie. Popchnęłam go na drzwi przez które tutaj weszliśmy. Złączyłam nasze usta razem i wplątałam swoje palce w jego włosy. Nick oddawał mi pocałunki z taką samą namiętnością i pożądaniem jakie ja kryłam w sobie od naszego przyjścia do tego klubu.
Jednym szybkim ruchem zostałam odwrócona tak, że teraz to on wszystko kontrolował ponieważ ja zostałam przyparta do ściany. Brunet oparł ręce na wysokości mojej głowy patrząc na mnie z uwielbieniem. Oblizałam wargi po czym przygryzłam jedną z nich aby jeszcze bardziej go sprowokować. Jego wzrok spoczął na moich ustach. Przybliżył się do mnie i złożył na moich wargach pocałunek przy czym zagryzł moją dolną wargę. Jęknęłam zadowolona z obrotu sprawy, a on uśmiechnął się dumnie. Odsunęłam się do ściany i dotknęłam jego policzka sunąc palcami na dół. Zatrzymałam się na szyi i zbliżyłam do niego przygryzając lekko płatek jego ucha.
- Odwieź mnie do domu.- Wyszeptałam i odepchnęłam go od siebie. Spojrzał na mnie niezadowolony, a ja roześmiałam się i wyszłam z pomieszczenia kierując się do wyjścia.
 Oparłam się o maskę samochodu i odchyliłam głowę do tyłu. Nawet na dworze było słychać muzykę.
- Nadal zadziorna.- Usłyszałam przed sobą jego głos. Wyprostowałam się i poprawiłam koszulę którą ubrałam wczoraj rano.
- A ty nadal tak samo naiwny i napalony na wszystko co się rusza.- Odparłam i zaśmiałam się z jego miny która wyrażała wszystko.
**
Otwarłam oczy i przetarłam je ręką. Czułam się okropnie. Suchość w gardle jeszcze bym jakoś zniosła, ale nie ten upierdliwy ból głowy. Podniosłam się i skrzywiłam gdy poczułam jeszcze większe pulsowanie w skroniach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zmarszczyłam czoło. Jak się dostałam do pokoju? Nadal byłam ubrana co świadczyło o tym, że musiałam chyba jakoś sama tutaj dojść. Moja koszula waliła dymem i alkoholem przez co zrobiło mi się nie dobrze. Wygrzebałam się z łóżka Lou i zobaczyłam, że przy szafie stoi moja torba z rzeczami. Podeszłam do niej i wyciągnęłam pierwsze lepsze rzeczy po czym udałam się do łazienki pragnąc jak najszybciej zmyć siebie cały brud.
Wzięłam szybki prysznic po czym ubrałam na siebie przygotowane rzeczy chcąc jak najszybciej zejść na dół i nażreć się tabletek. Miałam pewne problemy z zawiązaniem sznurówek ale gdy tylko udało mi się to zrobić chciałam wysuszyć włosy ale doszłam do wniosku, że taki hałas nie jest dla mnie w tej chwili odpowiedni. Wytarłam je tylko porządnie ręcznikiem i ubrałam na głowę czapkę. Bez żadnego makijażu wyszłam z łazienki i wychodząc z pokoju Louisa zeszłam na dół. Weszłam do kuchni i ignorując wścibskie spojrzenia reszty domowników wyciągnęłam z szafki tabletki. Bez popijania połknęłam je i poszłam do salonu. Spojrzałam na fotel ale doszłam do wniosku, że wygodniejsza będzie kanapa dlatego położyłam się na niej i zamknęłam oczy marząc tylko i wyłącznie o spokoju i ciszy.
- Gdzieś ty się podziewała cała noc? Martwiliśmy się.- Liam wraz z resztą sity przyszli do salonu i usiedli na fotelach albo tak jak Harry na moich nogach. Jęknęłam i zrzuciłam z siebie Stylesa po czym usiadłam prosto i poprawiłam czapeczkę która mi się przekrzywiła.
- Możesz mówić ciszej? Albo wiem w ogóle się zamknij.- Powiedziałam do swojego kuzyna, a on spojrzał na mnie zdziwiony moim zachowaniem.
- Katie nie było cię całą noc. Nad ranem przywiózł cię jakiś chłopak całkiem pijaną. Kto to był do cholery?- Mógłbyś się zacząć słuchać kretynie. 
- Jestem zmęczona idę spać.- Powiedziałam do nich i wstałam. Nim wyszłam z pomieszczenia zatrzymałam się i odwróciłam w ich stronę.- Pozdrówcie ode mnie pana bohatera i jego świetną dziewczynę.- Powiedziałam dając do zrozumienia, że nie mam zamiaru odwiedzać Lou.

Louis. 

Patrzyłem z niecierpliwością na te cholerne drzwi. Było już po trzynastej, a chłopaki obiecali być na dwunastą. Zaczynałem się już denerwować ponieważ wczoraj Katie niby źle się poczuła i poszła do domu. A co jeżeli jest chora? Albo gorzej. Jeżeli Will coś jej zrobił? Nie wybaczyłabym sobie tego. 
Usłyszałem pukanie, a gdy drzwi się otworzyły ujrzałem brunetkę która uśmiechnęła się do mnie i weszła do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Poczułam wielkie rozczarowanie ale starałem nie dać tego po sobie poznać. Podniosłem się lekko do góry, a Eleanor złożyła na moich ustach delikatny pocałunek starając się nie podrażnić żadnego zranienia na mojej twarzy. 
- Cześć kochanie jak się czujesz?- Zapytała i usiadła na jednym z białych krzeseł. Uśmiechnąłem się do niej i ścisnąłem jej dłoń.
- Dobrze. Moim zdaniem mógłbym już stąd wyjść.- Westchnąłem niezadowolony, że jeszcze muszę tutaj leżeć. Równie dobrze mógłbym to robić w domu.
- Musisz być cierpliwy. Po prostu chcą mieć na ciebie oko aby niczego nie przegapić.- Zaczęła mi tłumaczyć dziewczyna wyraźnie rozbawiona moim zachowaniem.
- No wiem, wiem ale i tak mnie denerwują.- Wymruczałem, a ona zaśmiała się melodyjnie. Prawie jak Katie. 
- Gdy moi rodzice dowiedzieli się, że jesteś w szpitalu bardzo się przejęli. Chcieli przyjechać ale powiedziałam im, że to bez sensu bo i tak mogą ich nie wpuścić.
- Dobrze zrobiłaś.- Uśmiechnąłem się do niej lekko. 
- No cześć pajacu! Wiem, że za mną tęskniłeś!- Do sali wleciał szczęśliwy Harry. Zaśmiałem się i patrzyłem jak ostatni wchodzi Zayn, który zamknął za sobą drzwi. Nie przyszła.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
No hejkaaaa! :D Nie wiem właściwie co mam tutaj napisać. Rozdział nie wyszedł mi tak jak chciałam ale mam nadzieję, że trochę was zaciekawiłam. Tak sobie pomyślałam: Ooo Nick tutaj jebnę! No i ta-dam! Jest! :D Postaram się dodać następny rozdział szybciej ponieważ mam CAŁY TYDZIEŃ wolnego także ten. No ale nic nie obiecuję.
To papataki cudaczki!! :D Boże jaki nie ogar.... -.- 

czwartek, 25 kwietnia 2013

Other.

A więc piszę do was ponieważ chciałabym podać wam linka do bloga którego zostałam autorką: BLOG. Oczywiście, tego nie zostawiam czy coś. Do niedzieli, kochani! :D

wtorek, 23 kwietnia 2013

Chapter 5

Przeglądałam rzeczy w torbie którą przywiózł mi Liam z mojego domu. Uparł się, że pojedzie tam sam. Właściwie to byłam mu za to wdzięczna ponieważ nie wiem czy dałabym radę tama wrócić choćby na chwilę. Wyciągnęłam z niebieskiej torby swoje szare spodnie od dresu i udałam się do łazienki. Czas pobiegać.

Louis.

Zszedłem zaspany na dół udając się do kuchni. Po drodze spojrzałem na zegarek który wskazywał dziesiątą rano. Boże to jeszcze noc. Ziewnąłem i roztrzepawszy włosy wszedłem do kuchni w której siedział każdy kto mieszkał w tym domu. Nie chwila. Brakowało tylko Katie. Pewnie jeszcze śpi. Po wczorajszej wizycie Eleanor wolałem iść spać do pokoju gościnnego. Chociaż 'iść spać' to złe określenie. Całą noc tylko leżałem i gapiłem się w sufit starając się wymyślić coś rozsądnego. 
- Wyglądasz okropnie.- Spojrzałem na Niall'a który lekko się zgarbił i starał się ukryć uśmiech który wkradał mu się na twarz. 
- Dzięki. Nie ma to jak szczera opinia od samego rana ze strony przyjaciela.- Odpowiedziałem mu, ale mimo wszystko uśmiechnąłem się. Przecież na niego nie można się gniewać.
- Spałeś coś?- Harry podsunął mi pod nos kubek z kawą i uśmiechnął się do mnie miło. Westchnąłem i wziąłem ciepły kubek w dłonie.
- Nie. Jakoś nie mogłem zasnąć. To wszystko... Zdecydowanie dzieje się za szybko.- Odpowiedziałem mu i upiłem łyk kawy. Usłyszałem otwieranie i zamykanie drzwi. Przeraziłem się lekko ponieważ wszyscy siedzieli tutaj więc to tylko Katie mogła wychodzić. Usłyszałbyś. Fakt. Spojrzałem na Liam'a który tylko wzruszył ramionami. Skoro on się nie denerwuję to ty też nie powinieneś. Po zaledwie kilku sekundach do pomieszczenia weszła lekko czerwona na twarzy Katie ubrana w czarne trampki, szare spodnie od dresu i coś co powinno zakrywać więcej ciała. O wiele więcej. 
- Wow. Katie ale ty masz figurę.- Harry zagwizdał i cały czas gapił się na jej idealne ciało. Zacisnąłem mocniej palce na kubku ze wściekłości. Ale miał rację. Dziewczyna lekko się zarumieniła co nie było mocno widać przez kolor jaki miała jej twarz. Swoje dłonie włożył w kieszenie spodni i stała cały czas w miejscu lekko się uśmiechając. 
- Dziękuję. Ale sama się nie zrobiła.- Odpowiedziała mu. Jak na razie wydaję mi się, że miała o wiele lepszy humor niż wczoraj.   
- Z racji tego, że jest ciebie tak mało to podzielę się z tobą swoim śniadaniem.- Niall wyciągnął w jej stronę talerz z kanapkami, a ona uśmiechnęła się do niego szeroko i wzięła jedną kanapkę siadając obok uśmiechniętego blondyna.
- Dziękuję Niall.- Spojrzała na mnie i delikatny uśmiech wpełzał na jej usta tworząc małe dołeczki w policzkach. 
- Zdecydowanie za dużo dziękujesz.- Zayn usiadł obok mnie i szturchnął mnie ramieniem abym wreszcie odwrócił wzrok od jej twarzy. 
- A więc tobie nie będę dziękować.- Powiedziała, a on zrobił urażoną minę.
- Ty mi nigdy nie dziękowałaś. 
- No bo nie miałam za co. Ale pomyśl. Gdybyś zrobił coś za co mogłabym ci podziękować nie będę mogła tego zrobić ponieważ powiedziałeś, że za dużo dziękuję.- Wytłumaczyła mu, a jego mina była bezcenna. 
- Ma rację.- Poklepałem go po ramieniu, i zaśmiałem się z jego nadal zszokowanej miny. Chyba chciał coś powiedzieć ale doszedł do wniosku, że dziewczyna ma rację.
- A ja ci będę dziękować za te wspaniałe, nieprzespane i pełne dzikiego seksu noce.- Harry objął ją ramieniem, a ta spojrzała na niego zdziwiona.
- Przepraszam, za co?- Zapytała i ściągnęła jego rękę. Harry prychnął obrażony i poszedł na górę. 
- Uraziłaś jego ego i nie tylko.- Liam usiadł obok niej i uśmiechnął się do niej.
- Taaa chyba nie chcę wiedzieć  co jeszcze. Idę się umyć i ubrać.- Wstała, ale stanęła jeszcze w przejściu.- Liam dziękuję, że pojechałeś po moje rzeczy.- Uśmiechnęła się nieśmiało i zniknęła na schodach. Spojrzałem na niego z lekkim zdziwieniem.
- Pojechałeś po jej rzeczy?- Zapytałem, a Zayn siedzący obok mnie spojrzał na mnie jakby chciał się upewnić czy aby nie rzucę się na bruneta siedzącego przede mną.
- Rano nie mogłem spać i pomyślałem sobie, że zrobię coś pożytecznego. A po za tym wiedziałem, że ty będziesz chciał tam jechać, a to raczej nie skończyłoby się dobrze.- Wytłumaczył, a ja musiałem przyznać mu rację. Nie skończyłoby się to dobrze. Dla nich. 

Katherine. 

Owinęłam się ręcznikiem i z mokrymi włosami otworzyłam drzwi od łazienki wchodząc do pokoju Lou. Gdy zauważyłam siedzącego, go na łóżku stanęłam i spojrzałam niepewnie w jego stronę. Czułam jego wzrok na całym swoim ciele, co właściwie mi nie przeszkadzało ale było niewłaściwe. Zdecydowanie niewłaściwe.
- Przepraszam, że tak długo. Mogłeś zapukać to bym się pośpieszyła.- Powiedziałam do niego gdy zauważyła, że obok niego na łóżku leżały rzeczy które za pewne chciał ubrać. Może to dziwne, że zajmuję jego pokuj skoro są tutaj jeszcze dwa wolne, ale po prostu.... Tutaj czuję się bezpieczniej. 
- E, tam. Nic się nie stało.- Powiedział. Myślałam, że wstanie czy coś ale on nadal siedział i patrzył się na mnie wzrokiem który nie mnie powinien obdarowywać.
- Louis wydaję mi się, że....- Nie skończyłam ponieważ wstał i podszedł do mnie szybko. Spojrzał w moje oczy i dotknął dłonią policzka.
- Jestem skurwielem.- Powiedział po czym złączył swoje usta z moimi. Moja odpowiedź była natychmiastowa.
 Wplotłam palce w jego włosy przyciągając go do siebie jeszcze bliżej. Jego ręce zatrzymały się na mojej talii, a ja po czułam jak ręcznik lekko mi się zsunął ale nie przejęłam się tym zbytnio ponieważ jego pocałunki wyprowadzały mnie w równowagi i mąciły mi w głowie. 
Dopiero gdy zaczął zsuwać mi biały ręcznik co raz niżej odsunęłam się od niego łapiąc biały materiał. Oddychałam głęboko analizując wszystko co tu się wydarzyło.
- Dlaczego to zrobiłeś?- Zapytałam patrząc na ścianę za nim. Bałam się spojrzeć na niego, ponieważ mogłabym zobaczyć coś czego nie powinna.
- Bo cię kocham Katie.- Zrobił krok w moją stronę, a ja się cofnęłam. Zamknęłam oczy i odetchnąłem głęboko po czym spojrzałam na jego twarz. Wydawał się być zadowolony z siebie.
- Nie kłam Lou. Nie w takich sprawach.
- Nie kłamię Katie.- Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.- Zostawię Eleanor jeżeli obiecasz mi, że będziesz ze mną. Teraz gdy uwolniłaś się od Willa możemy być razem. Szczęśliwi.- Mówił jak jakiś psychopata ale wiedziałam, że nie rzuca słów na wiatr.
- Nie mogę ci tego obiecać Louis. I nie mogę też mówić co masz robić. To twoje życie i twoje decyzję.
- Właśnie moje życie i moje decyzję. Chcę tylko mieć pewność, że mnie kochasz.- Jego ton głosu stał się niemal płaczliwy, a ja nie byłam pewna co mam mu odpowiedzieć.
- Wydaję mi się, że znasz odpowiedź na to pytanie.- Ominęłam go i zaczęłam wybierać jakieś rzeczy które mogłabym ubrać. Usłyszałam jego kroki i jak zamyka za sobą drzwi. Westchnęłam i wyciągnęłam z torby koszulę, spodnie i z samego dna buty. A bocznej kieszonki wzięłam kolczyki i tak aby urozmaicić sobie dzień pierścionek który niósł za sobą całą falę wspomnień.
Trzymałam ten kawałek metalu który właściwie był bezwartościowy. Dla niektórych był tylko starociem z maszyny, ale dla mnie był czymś więcej. Dla mnie był pamiątką, odległym wspomnieniem.

Obejrzałam się za siebie chcąc sprawdzić jak daleko uciekłam. Usłyszałam jego zaraźliwy śmiech i znów zaczęłam uciekać. Nagle poczułam jak unoszę się w powietrzu. Pisnęłam przerażona, ale po chwili śmiałam się razem z chłopakiem nie zważając na dziwne albo rozbawione spojrzenia ludzi. 
- Puść mnie idioto!- Krzyknęłam gdy Louis zaczął iść ze mną na rękach. On tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- A co z tego będę miał?- Zapytał i zatrzymał się nadal trzymając mnie na rękach. 
- Wiesz, że nie możemy.- Powiedziałam do niego lekko się uśmiechając. Louis zaczął się rozglądać aż wreszcie jego oczy zrobiły się większe. Postawił mnie na ziemi i chwycił za rękę ciągnąc w stronę jakiejś uliczki. Zaśmiałam się gdy oparł mnie o ścianę w ciemnym przejściu między kamienicami.
- Tutaj nikt nas nie zobaczy.- Wyszeptał po czym zaczął się do mnie zbliżać. Nie chciałam znów mu ulegać dlatego odepchnęłam go od siebie.
- O nie panie Tomlinson. Nie ma tak łatwo. Myślisz, że zaciągniesz mnie w jakąś ciemną uliczkę i będziesz mógł mnie całować ile tylko będziesz chciał?- Zapytałam podpierając ręce na biodrach.
- No właściwie to tak.- Parsknęłam śmiechem i wyszłam na jasną ulicę. Przeszłam przez chodnik i weszłam do sklepu w którym mieliśmy zrobić zakupy dobre dwie godziny temu. Spojrzałam za siebie i westchnęłam widząc Louis'a który stał w wejściu do sklepu.
- No idziesz?- Zapytałam, a on kiwnął głową nadal stojąc w miejscu. Podeszłam do niego i spojrzałam w tą samą stronę co on. Zaczęłam się śmiać, a on zrobił oburzoną minę.
- Katie proszę jeden. Tylko jeden. Proooooszę.- Zrobił maślane oczka które już dawno przestały na mnie działaś.
- Dobra. Tylko jeden.- Podeszłam do maszyny i wrzuciłam jednego centa czekając, aż wyleci kulka z jakimś badziewiem. Nawet nie patrząc co wylosowałam podałam okrągły przedmiot Louis'owi który cieszył się jak małe dziecko. 
- Ten będzie dla ciebie.- Powiedział i założył na mój palec pierścionek ze znakiem Supermana.- Jesteś moją dziewczyną więc musisz mieć mój znak rozpoznawczy. 
- Normalnie bym cię pocałowała ale z oczywistych faktów nie mogę tego zrobić.
- Odpracujesz w domu.

Pokręciłam głową chcąc pozbyć się wspomnień i wstałam z podłogi. Słysząc wodę lecącą w łazience miałam pewność, że Tomlinson tutaj nie wtargnie więc zrzuciłam z siebie ręcznik zakładając bieliznę i wybrane rzeczy. Wytarłam jeszcze dokładniej włosy rozczesałam je i zostawiłam rozpuszczone. Ręcznik rozwiesiłam na kaloryferze ze względu na zajętą łazienkę. Wzięłam jeszcze swój telefon który zagarną Liam i wyszłam z pokoju nie chcąc się narazić na widok Louisa na przykład bez koszulki.
Usiadłam w salonie na kanapie między Harrym który był na mnie obrażony, a Niall'em który się z niego śmiał. Spojrzałam na telefon który trzymałam w ręce i zaczęłam się zastanawiać czy go włączyć.
- Harry kochanie włącz mój telefon.- Podałam mu urządzenie, a on z uśmiechem na twarzy je ode mnie wziął. Mieszkanie z nimi dwa miesiące nauczyło mnie tego, że jeżeli coś się od niech chce wystarczy się trochę ''podlizać''.
- Proszę skarbie.- Oddał mi mój telefon z uśmiechem, a ja uderzył go w ramie.- Ałć! Za co?!- Krzyknął oburzony rozmasowując miejsce w które go uderzyłam.
- Po cholerę go włączyłeś?- Wskazałam na telefon który zaczął wibrować w mojej ręce.
- Bo mi kazałaś!- Wstał oburzony- Ja chyba nigdy nie zrozumiem kobiet.- Pokręcił głową i poszedł na górę. Spojrzałam na Niall' który był cały czerwony na twarzy. Wreszcie nie wytrzymał i śmiejąc się poszedł za Harrym. Zostałam sama z telefonem który co chwilę powiadamiał mnie o nowych wiadomościach i połączeniach nieodebranych.
Ktoś zadzwonił do drzwi więc wstałam i poszłam otworzyć. W drzwiach stała uśmiechnięta Eleanor, a ja poczułam skurcz w brzuchu.
- O hej, Katie.- Przywitała się ze mną miło. Uśmiechnęłam się do niej trochę nerwowo i wpuściłam ją do środka.
- Cześć. Zrobić ci coś do picia?- Zapytałam i zaczęłam iść w stronę kuchni.
- Dziękowałabym ci do końca życia za kawę.- Powiedziała i usiadła przy blacie szukając czegoś w torebce.- Katie jak myślisz, spodobają się Lou?- Odwróciłam się przodem do niej i spojrzałam na przedmiot trzymany przez  brunetkę.
- Wiesz Eleanor są śliczne ale wydaję mi się, że Louis nosi troszkę większe.- Powiedziałam do niej z uśmiechem biorąc od niej małe białe buciki które mi pokazała.
- Jak na razie Louis Junior będzie potrzebował takich maleńkich.- Powiedziała z uśmiecham, a ja przestałam oddychać.
- Jesteś w ciąży?- Dziewczyna chciała coś powiedzieć ale przeszkodził jej własny telefon. Odebrała go i mruknęła coś do telefonu po czym schowała go do torebki.
- Przepraszam ale muszę iść. Coś ze zdjęciami sama wiesz jak to jest. I nie martw się może chciał ci później o tym powiedzieć. Wiesz jaki jest Louis uwielbi tajemnice.- Pocałowała mnie w policzek i wyszła szybko z domu. Spojrzałam na małe buciki które trzymałam w rękach. Poczułam narastającą wściekłość i nienawiść do jednej osoby. ~muzyka~
Weszłam szybko po schodach i otworzyłam z impetem drzwi od jego pokoju. Podniósł głowę zdziwiony i uśmiechnął się do mnie lekko.
- Jesteś najgorszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek poznałam!- Wrzasnęłam po czym rzuciłam w niego butami które miała przekazać mu jego DZIEWCZYNA. Spojrzał na to czym w niego rzuciłam i wstał patrząc na mnie z żalem.
- Katie proszę ja ci to wszystko wytłumaczę...- Zaczął do mnie podchodzić.
- Przestań! Mówisz, że Will jest okropnym człowiekiem, a jak ty się zachowujesz?! Mówi, że mnie kochasz, całujesz mnie wiedząc, że będziesz miał dziecko z inną!- W moich oczach zaczęły wzbierać się łzy, a gardło zaczynało piec ale mimo wszystko nie zamierzałam przestać.
- To nie tak. Ja po protu....- Przetarł oczy ręką i stał przede mną patrząc jak cierpię. Sprawiało mu to przyjemność?
- Will może i mnie uderzył ale nigdy nie zachował się wobec mnie tak jak ty.- Powiedziałam cicho i spojrzałam w jego niebieskie oczy które były pełne cierpienia.
- Przestań mnie do niego porównywać!- Krzyknął wściekły i odwrócił się do mnie tyłem. Spojrzałam na swoją torbę i wiedziałam co muszę zrobić. Weszłam wgłąb pokoju i podniosłam ową rzecz zapinając ją przy tym.- Co ty robisz?- Zapytał Louis już całkiem spokojny. Nie odpowiedziałam mu ani nawet na niego nie spojrzałam. Po prostu wyszłam chcąc jak najszybciej stąd zniknąć.
- Katie proszę zostań.- Liam spojrzał na mnie smutnie. Stał razem z chłopkami na dole. Wnioskując z ich min na pewno słyszeli co nieco z naszej rozmowy.
- Nie zachowuj się jak dziecko.- Powiedział Louis schodząc ze schodów. Nie wyglądał na złego. Wyglądał na smutnego i zrozpaczonego.
- Ja się zachowuję jak dziecko? No to chyba pomyliłeś osoby panie Tomlinson.- Postawiłam torbę na ziemi i podeszłam do niego trochę.
- Właśnie nie. Chcesz być dorosła ale zawsze gdy jest jakiś mały problem to wtedy uciekasz.
- Będziesz miał dziecko z inną dziewczyną! Ty to nazywasz mały problemem?!- Krzyknęłam wściekła.
- Porozmawiaj ze mną na spokojnie. Bez żadnych krzyków.- Poprosił, a mi się śmiać zachciało.
- Mam ci do powiedzenia tylko jedno. Nienawidzę cię Louis.- Przez chwilę patrzyłam jak w jego oczach coś się zmienia, a potem wyszłam zabierając po drodze swoją torbę. Nie miałam pojęcia gdzie mam iść, ale wiedziałam jedno. Tam zostać nie mogłam.

Louis.

Zamiast wybiec za nią, powiedzieć coś co mogłoby ją choć na chwilę zatrzymać.... Ja stałem w miejscu i patrzyłem na zamknięte drzwi za którymi zniknęła. Nienawidzę cię Louis.  
- Czego ty jeszcze tu stoisz? No idź za nią.!- Harry wskazał ręką na drzwi. Spojrzałem na niego i zamknąłem oczy.
- Teraz to już za późno. Na wszystko.- Odpowiedziałem mu i udałem się do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi i spojrzałem na małe buciki. Wziąłem je do ręki i poczułem  wściekłość. Na siebie jak i na Eleanor. Zamachnąłem się i z całej siły rzuciłem te przeklęte buty przez cały pokój. Uderzyły w ścianę i spadły na podłogę.
 Chwyciłem się za włosy i miałem ochotę krzyczeć. Mój wzrok spoczął na komodzie na której stało moje zdjęcie z Katie gdzie wyglądaliśmy jak dwójka przyjaciół. Wtedy jeszcze tak było. Kiedy to wszystko się tak zmieniło? Kiedy zacząłem darzyć ją większym uczuciem niż przyjaźń?
Jeszcze bardziej wściekły zamachnąłem się i ręką zrzuciłem wszystko co stało na szafce na podłogę. Dźwięk tłuczonego szkła rozbrzmiewał w mojej głowie niczym echo.
- Louis!- Harry wpadł do mojego pokoju.- Mamy problem.

Katherine.

(nie wyłączajcie muzyki)
Dlaczego zgodziłam się z nim spotkać? Sama nie wiem. Ale kurczę musiałam to zrobić. I jeszcze ten chłopczyk. Tego było już za dużo. Jak on mógł?! To nie jest człowiek. To maszyna. Bez serca, bez uczuć, bez poczucia winy i wyrzutów sumienia. 
Usiadłam na ławce, a torbę którą wszędzie nosiłam postawiłam obok siebie. 
- Proszę, proszę, a jednak przyszłaś.- Usłyszałam za sobą jego kpiący głos. Wstałam i odwróciłam się aby spojrzeć mu w oczy. 
- Czego ty  jeszcze chcesz?- Zapytałam ostro widząc jak na jego twarzy wykwita uśmiech który był przepełniony rządzą władzy.
- Ciebie.- Odpowiedział krótko i obszedł ławkę chwytając mnie za nadgarstek na którym zostawił wczoraj ślad.
- Zapomnij. Wolę zginąć niż mieć do czynienia z kimś takim jak ty.- Wysyczałam do niego i szarpnęłam ręką. Oprócz jeszcze mocniejszego chwytu nic mi to nie dało.
- To da się załatwić kochanie. Ale potem. Teraz jesteś mi potrzebna.- Pociągnął mnie w jakąś stronę, a ja zaparłam się nogami.
- Zapomnij! Nigdzie z tobą nie pójdę!- Krzyknęłam ignorując nasilający się ból w ręce jak i palące gardło od krzyków.
- Puść ja!- Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, że w naszą stronę biegnie całe One Direction. Will puścił moją rękę będąc świadomym tego, że zaraz może oberwać. Jako pierwszy dobiegł do nas Louis i jednym silnym uderzeniem powalił Willa na ziemię. Ten natomiast przekręcił się tak, że siedział na Louisie i zaczął okładać jego twarz pięściami. Zaczęłam krzyczeć ale nic to nie dawało. Chłopcy byli za daleko aby cokolwiek zrobić, a Louis zamknął oczy co świadczyło o tym, że stracił przytomność a Will cały czas bił go po twarzy.
- Jestem w ciąży! Will będziesz ojcem!.- Zatrzymał się z ręką w połowie drogi do twarzy Lou. Spojrzał na mnie, a gdy zobaczył moją poważną minę i Harry'ego nadciągającego szybko wstał i posyłając mi ostatnie spojrzenie uciekł. Spojrzałam na Louisa przy którym klęczał płaczący Harry. Jego twarz była cała we krwi. Jego krwi. Upadłam na kolana i zaczęłam płakać. 
- Louis! Lou proszę otwórz oczy.- Chwyciłam jego bezwładną rękę mając nadzieję na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Położyłam swoją głowę na jego piesi płacząc i chcąc być jak najbliżej jego ciała.
Z daleka było słychać odgłos karetki. Pewnie któryś z chłopaków po nią zadzwonił gdy Will zaczął bić Lou. Po chwili pogotowie było przy nas, a ja nadal byłam przytulona do nieprzytomnego Lou z zaschniętymi łzami na policzkach. Poczułam, że ktoś mnie podnosi. Sanitariusze położyli Lou na noszach, a mnie ogarnęła panika.
- Nie! Nie! Zostawcie go.! Nie zabierajcie mi go!- Zaczęłam krzyczeć i wyrywać się osobie która mnie trzymała. Bałam się. Bałam się, że już nigdy go nie zobaczę.
------------------------------------------------------------------
No cześć! I jak tam? Tak jakoś wyszło, że rozdział szybciej :D Ogólnie wydaję mi się, że dłuższy wyszedł ale kurde! Tak mi się fajnie pisało, że masakra! :P Mam nadzieję, że wytrwałyście do końca i choć trochę was zaciekawiłam :*
No to.... Do następnego! :D

niedziela, 21 kwietnia 2013

Chapter 4

Louis. 

To już dziś. Ten tydzień minął tak szybko, że cholera nawet nie wiem co ja w tym czasie robiłem. Nie mogę do siebie dopuścić myśli, że ona nie będzie już moja. Starałem się. Robiłem wszystko co było w mojej mocy aby nie dopuścić do tego ślubu ale muszę przyznać, że przegrałem tą walkę. 
- Louis! Louis!- Harry wbiegł do mnie do pokoju wyraźnie z czegoś zadowolony. Podparłem się na łokciach i zaszczyciłem go swoim spojrzeniem.
- Co chcesz?- Może to nie była najmilsza odpowiedź z mojej strony ale chyba każdy nie byłby radosny w mojej obecnej sytuacji.
- Podnieś swój seksowny tyłek i idziemy odbić twoją pannę.- Westchnąłem i położyłem się z powrotem dając mu wyraźnie do zrozumienia, że ma zostawić mnie w spokoju. Loczek rzucił coś na moje łóżko i wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Podniosłem się niechętnie i zauważyłem jakąś niebieską teczkę która leżała na końcu mojego łóżka. Wziąłem ją do ręki i otwarłem. W środku znajdowały się jakieś zdjęcia przedstawiające Katie i Willa. Nie pomagasz, Styles. Wyrzuciłem wszystko na kołdrę i przejrzałem kartki. Otwarłem szeroko usta gdy zobaczyłem, że Will jest chory. To wszystko wyjaśnia. Ona wychodzi za niego z litości! No tak, przecież to Katie, ale cholera dlaczego nic nie powiedziała. Odwróciłem kartkę i po przeczytaniu dwóch zdań wygrzebałem się z kołdry i jak rakieta zbiegłem na dół.
- Styles! Kretynie nie wiem skąd to masz ale kocham cię!- Mój przyjaciel zaśmiał się melodyjnie.

Katherine.

Otworzyłam oczy i poczułam napawający mnie smutek i tęsknotę za czymś czego nie mogę mieć. Dlaczego jedni mają wszystko czego zapragną, a inni muszą znosić upokorzenia ze strony świata i najbliższych osób? Gdzie jest ta cholerna sprawiedliwość? Nie ma jej. No przynajmniej nie dla mnie.
Spojrzałam na komodę i zauważyłam na niej białą paczkę którą dostałam wczoraj wieczorem. Wstałam spokojnie i zabrawszy pudełko z szafki z powrotem usiałam na łóżko. Rozerwałam papier i wyciągnęłam z kartonu brązowy album do którego była przyklejona płyta. Żadnego liściku, adresu zwrotnego. Nawet nie wiem od kogo to dostałam.
Z lekkim przerażeniem okleiłam płytę i otwarłam album.

 Pierwsza storna wywarła na mnie wrażenie jak i strach przed tym co znajdę dalej. Dlaczego on mi to robi? Dobrze wie, że jest mi ciężko. Chwyciłam kartkę w celu przewrócenia jej dalej ale nie zrobiłam tego. Bałam się. Po prostu zamknęłam album i wraz z płytą wrzuciłam do kartonu w którym były zapakowane i wsunęłam pod łóżko. Nie mogłam sobie tego robić. Nie dziś.
**
Dzielnie znosiłam natarczywy pędzelek na mojej twarzy i zapach lakieru do włosów. Jeszcze chwila. nie długo wszystko się skończy. I znacznie. Doskonale słyszałam podekscytowane głosy gości którzy gromadzili się w domu jak i w ogrodzie gdzie ma odbyć się ceremonia. Cały czas powtarzałam sobie, że dam radę, ale teraz gdy wiem, że to już tylko minuty dzielą mnie od zaprzepaszczenia sobie przyszłości nie mam już w sobie ani pewności siebie ani nawet nadziei, że to tylko sen. Ból. Ból jest odczuwalny więc to raczej rzeczywistość.
- Gotowe.- Obydwie kobiety które siedziały ze mną w gabinecie ojca posłały mi lekkie uśmiechy i wyszły nie mając nawet pojęcia dlaczego tutaj siedziałam. Nikt o tym nie wie. Chociaż nie. Wie. Louis. Jak to się stało? Właściwie to przez przypadek. Gdy byłam razem z Willem zawieźć im zaproszenia poszłam z Lou do kuchni i zaczęła się kłótnia. Oczywiste jest to, że w przypływie złości mówi się wiele rzeczy i tym razem też tak było.
Usłyszałam ciche płukanie, a po chwili drzwi lekko się uchyliły a ja ujrzałam Louisa ubranego w garnitur. Wszedł do środka, a ja wstałam z białej kanapy.
 - Pięknie wyglądasz.- Powiedział i zamknął za sobą drzwi z lekkim widocznym zdenerwowaniem. Spuściłam wzrok i lekko się uśmiechnęłam.
- Dziękuję.- Odpowiedziałam ledwie słyszalnym głosem. Gdy po  pomieszczeniu rozniosły się jego kroki podniosłam wzrok na niego. Te piękne niebieskie oczy które hipnotyzowały i nie pozwalały odwrócić wzroku.
- Dostałaś paczkę?- Pokiwałam lekko głową.- Mam coś jeszcze.- Wyciągnął z kieszeni marynarki białą kartkę i wyciągnął ją w moją stronę.
- Co to?- Zapytałam i wzięłam od niego wyżej wymienioną rzecz.
- Coś co może wszystko naprawić.- Uśmiechnął się do mnie lekko i wyszedł zostawiając mnie samą z kartką która według niego może wszystko naprawić. Rozprostowałam papier i zaczęłam przesuwać oczami po czarnych literkach.
Gdy skończyłam byłam zdziwiona, przerażona i wystraszona. Jak oni mogli?!   
- Katherine? Gotowa?- Tata jak gdyby nigdy nic wszedł do środka i wyciągnął w moją stronę rękę. Zgniotłam w dłoni papier i wrzuciłam go do kosza na śmieci. Ujęłam rękę ojca i razem z nim zaczęłam kierować się w stronę tylnego wyjścia które zaprowadzi nas prosto do ogrodu. W domu nikogo nie było, natomiast przed wyjściem stali chłopaki i zawzięcie o czymś dyskutowali. Niall gdy tylko mnie ujrzał otworzył drzwi i uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam ale z mniejszym zapałem niż on. W jego ślady poszedł Liam który przytulił mnie do siebie.
- To prawda Katie. Przykro mi.- Wyszeptał i poszedł za swoimi przyjaciółmi zając miejsce. W mojej głowie wybuchła istna wojna. Kto kłamie? Kto mówi prawdę? Co mam zrobić? Cholera dalej! 
Stawiałam dzielnie krok za krokiem sama właściwie nie wiedząc co robię. Gdy poczułam rękę Willa na swojej dłoni ocknęłam się i zrozumiałam wszystko. Ten pośpiech, ta zakichana teczka, nerwy moich rodziców.
Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam tylko jak Louis wstaję i odchodzi nawet nie spoglądając na mnie. Teraz albo nigdy. 
- Tomlinson stój!- Krzyknęłam za nim, a on momentalnie odwrócił się w moją stronę ze zdziwieniem na twarzy.
- Katie co ty do cholery robisz?- Szepnął do mnie mój ''narzeczony'' i mocniej ścisnął moją rękę. Spojrzałam na niego pogardliwie i wyszarpnęłam rękę która zaczynała mnie boleć pod jego uściskiem.
- Nie.- Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie jak i niezrozumienie.- Moja odpowiedź na to czy chcę zostać twoją żoną brzmi nie.- Zaakcentowałam ostatnie słowo aby dać mu do zrozumienia, że nie żartuję. Spojrzałam na niego ostatni raz i odwróciwszy się skierowałam się w stronę zaskoczonego Lou. Gdy go mijałam chwyciłam jego rękę i pociągnęłam do domu. Zamknęłam za nami drzwi i mocno się do niego przytuliłam. Przez chwilę był zszokowany ale zaledwie po kilku sekundach objął mnie w wyraźną ulgą.
- Dziękuję, że pokazałeś mi te dokumenty.- Powiedziałam do niego i zamknęłam oczy. Jego zapach, dotyk wywołały w mojej głowie lawinę wspomnień z wakacji z tych pięknych i beztroskich dni do których z chęcią bym wróciła.
- Musiałem zrobić dobry uczynek.- Uśmiechnęłam się lekko i otworzyłam oczy. W naszą stronę szli moi rodzice i Will. Odsunęłam się od Louis'a, a ten gdy zobaczył  co się szykuję osłonił mnie lekko swoim ciałem jakby chciał mnie uchronić przed wszystkim co może za chwilę mnie spotkać. Tata otworzył drzwi i zamknął je z trzaskiem, a mną wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz. Zaraz się zacznie. 
- Co ty robisz?! Masz zaraz tam wrócić i wszystkim wytłumaczyć, że to tylko stres.!- Matka wymierzyła we mnie palec, a ja wyszłam za Lou. Nie chciałam dać jej tej cholernej satysfakcji którą by dostała.
- Nie wrócę tam. Nie zrobię niczego czego nie będę chciała.- Powiedziałam i stanęłam wyprostowana pamiętając aby głowa była uniesiona wysoko.
- Kochanie coś ci się poprzestawiało.-Will chwycił mnie za rękę i lekko do siebie przyciągnął jeszcze mocniej zaciskając swoją rękę.- Masz natychmiast tam iść i to odkręcić. Wiesz, że nie mogę się denerwować.- W jego oczach mogłam zobaczyć tylko i wyłącznie złość, nienawiść i wściekłość.
- Puść mnie natychmiast kochanie. A wyniki było trzeba lepiej sfałszować.- Próbowałam wyszarpnąć rękę ale nie miałam tyle siły.
- Uważaj na słowa bo może się to źle dla ciebie skończyć.- Poczułam palący ból w ręce i zaczęłam się zastanawiać skąd on ma tyle siły.
- Pierdol się! Nie będę żyła z kimś kto chce się żenić dla interesów.- Zdążyłam tylko mrugnąć a poczułam ogromny ból w szczęce i jakieś cienie przed oczami aż wylądowałam na podłodze. Czyjś krzyk i cisza. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Lou trzymają Harry i Zayn. Will leżał na podłodze nie daleko mnie, a Liam i Naill stali zszokowani spoglądając na mnie, albo na moich rodziców.
- Zabiję cię! Rozumiesz?!- Louis zaczął się szarpać, a chłopaki jeszcze bardziej zaczęli odciągać go do tyłu. Z lekką trudnością ze względu na suknię podniosłam się i poczekałam aż wszystko przestanie się kręcić. Podeszłam po woli do Lou i chwyciłam jego twarz w dłonie.
- Spokojnie Lou. Nic mi nie jest.- Mówiłam z rozpaczą i nadzieją, że się uspokoi. I tak zrobiło się już niebezpiecznie, a goście oddzieleni tylko ścianą w niczym nie pomagali.
- Ale jemu zaraz będzie.- Już nie krzyczał, ale mówił z wściekłością i zamiast spojrzeć na mnie spojrzał na podnoszącego się Willa.
- Bronisz dziwki.- Powiedział gdy stanął już prosto. Przez to, że Louis już się nie wyrywał chłopaki poluźnili uścisk więc teraz bez problemu wyrwał się im i znów uderzył Willa.
- Nie waż się tak o niej mówić.- Wysyczał do niego i wyszedł wściekły. Wybiegłam za nim i gdy tylko wyszłam na dwór porwał mnie w swoje ramiona mocno ściskając. Czułam jego zdenerwowanie i jak jego ręce się trzęsą.
- Spokojnie Louis. Już wszystko będzie dobrze.- Powiedziałam właściwie sama nie wierząc w to co mówię. Heloł!! Przecież to moje życie, a w nim nigdy nie jest dobrze.
- Uderzył cię. A twoi rodzice nic nie zrobili.- Pokręcił głową i odsunął mnie od siebie oglądając moją twarz. Gdy dotknął mojego policzka lekko się skrzywiłam.
- Nic mi nie będzie.
- Musimy się stąd zabierać. Twój ojciec wpadł w szał. Zadzwonił na policję.- Zayn popchał nas w stronę samochodów. Louis oczywiście wsiadł razem ze mną z tyłu. Harry ruszył od razu za Liam'em, a ja miałam ochotę się rozryczeć. Tak po prostu. Odwróciłam głowę w stronę szyby aby brunet siedzący obok nie zobaczył mokrej cieczy w moich oczach.
- Hej Katie twój ślub był najlepszy na jakim byłem.- Spojrzałam na Harry'ego który szczerzył się jak głupi. W lusterku napotkałam jego współczujący wzrok który rozrywał od środka.
- Spróbuj to przebić Styles.- Odpowiedziałam mu, a on jak i Lou zaczęli się śmiać.
- Harry wyobrażasz sobie miny naszych sąsiadów gdy z samochodu wysiądzie panna młoda?- Louis uśmiechnął się w moją stronę, a ja poczułam miłe łaskotanie w brzuchu.
- Jakby się pytali kto to jest to powiem, że striptizerka.- Odpowiedział mu pan lokowaty i zatrzymał się. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam tak dobrze znany dla mnie dom.
Harry zaparkował centralnie przed drzwiami dzięki czemu nie byłam narażona na wścibskie spojrzenia innych ludzi. ~muzyka~
 Po przekroczeniu progu domu nie miałam już siły na powstrzymywanie łez. Zakryłam oczy ręką i ukucnęłam. Chcieli mnie sprzedać.  
- Katie?- Louis zabrał moją rękę i spojrzał w moje oczy. Wstał i bez problemu podniósł mnie do góry. Chwyciłam się rękoma jego szyi i nie odezwałam się ani słowem.
Położył mnie na swoim łóżku i usiadł obok odgarniając mi włosy z twarzy.
- Byłabym teraz mężatką.- Powiedziałam i usiadłam nie odrywając wzroku od jego twarzy.
- Na szczęście nie jesteś.
- Będę musiała tam wrócić.- Spojrzałam na sukienkę w którą byłam ubrana. Była piękna ale nie dla mnie.
- Nie. Na pewno nie. Nie puszczę cię.- Wstał, okrążył łóżko i uklęknął przede mną kładąc swoje dłonie na moich.
- Louis nic nie będziesz mógł zrobić. Jestem niepełnoletnia i muszę mieszkać z rodzicami.- Wyglądał jakbym czymś go uraziła ale taka była prawda.
- Coś wymyślimy. Przecież on cię uderzył, a twoi rodzice nic nie zrobili. Jeżeli zgłosisz to na policję na pewno nie pozwolą ci tam wrócić.
- Przestań!- Krzyknęłam i wstałam zdenerwowana.
- Co mam przestać Katie. Nie oszukuj się. Oni tylko tam stali i nic nie zrobili!- Teraz on też był zdenerwowany, ale moim zachowaniem. Właściwie nie wiem dlaczego jestem zła skoro on ma rację. Oj, doskonale wiesz.  
- Nie wszystkie rodziny są tak idealne jak twoja!
- U mnie też nie jest idealnie, ale to co widziałem u ciebie to istna patologia!
- Tylko dla ciebie!
- A no tak zapomniałem! Całe życie grasz męczennicę więc jesteś już przyzwyczajona!- Otworzyłam szeroko oczy i wpatrywałam się w jego twarz która zmieniała wyraz z sekundy na sekundę.- Katie nie to chciałem powiedzieć.- Dodał skruszony, a ja pozostawałam obojętna.
- A właśnie, że chciałeś.- Chciałam wyjść, ale on mi skutecznie tego zabronił. Chwycił mój nadgarstek, a ja skrzywiłam się. Na obydwu rękach miałam już lekko sine ślady długich palców które zaciskały się na nich z ogromną siłą.
- Chyba nie powiesz mi, że to jest normalne.- Podniósł lekko moje ręce abym lepiej widziała dzieło jakie pozostawił po sobie człowiek któremu jeszcze nie dawno ufałam. Spojrzałam w jego oczy nie odpowiadając mu ani słowem.- Nie pozwolę aby ktoś jeszcze cię skrzywdził.- Wyszeptał i przybliżył się do moich ust przez co moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej.
Wiedziałam do czego zmierza i bałam się tego ale za razem pragnęłam jak niczego innego na świecie. Poczułam na swoich ustach lekkie muśnięcie jak za dotykiem motyla. Chciałam. Nie. Wręcz pragnęłam aby to odwzajemnić ale nie mogłam. Coś, a raczej ktoś mi nie pozwalał.
- Louis nie możemy.- Powiedziałam ledwo słyszalnie, ale nie odsunęłam się od niego nawet na milimetr.
- Wiem.- Również odpowiedział mi cichym głosem.
- Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane?- Zapytałam wpatrując się w jego niebieskie, tajemnicze oczy.
- Bo my jesteśmy skomplikowani.- Odpowiedział i odsunął się ode mnie zabierając ze sobą jakąś część mnie.

Louis.

Spojrzałem ostatni raz na dziewczynę śpiącą na moim łóżku i zamknąłem drzwi schodząc na dół. W salonie siedzieli wszyscy nawet Danielle która przywiozła kilka rzeczy dla Katie. Usiadłem na wolnym fotelu i zamknąłem oczy zmęczony całym dniem.
- Śpi?- Liam wyciągnął w moją stronę kubek z kawą który przyjąłem z wielką chęcią. 
- Tak. Zasnęła przed chwilą.- Odpowiedziałem mu i upiłem spory łyk zbawiennego nektaru.
 Ktoś zadzwonił do drzwi, a Zayn z niechęcią wstał i poszedł otworzyć. Po chwili wszedł do pomieszczenia blady jak ściana, a za nim pojawiła się moja dziewczyna.
- Louis musimy porozmawiać.- Powiedziała całkiem poważna, a ja wstałem zdenerwowany i ruszyłem za nią w stronę kuchni. Dowiedziała się? 
- Kochanie co się stało?- Zapytałem i podparłem się o blat.
- Jestem w ciąży.
----------------------------------------------------
No witajcie leśne stworzonka! Jak po całym tygodniu ciężkiej szkolnej pracy? Mam nadzieję, że jeszcze żyjecie. Aaaa nie długo testy! Na szczęście ja mam jeszcze rok ale moja przyjaciółka piesze w tym roku i ma chyba stresa/ :P
Rozdział się spodobał? Ja ogólnie jestem z niego zadowolona, ale chyba czegoś mu brakuję tylko nie wiem czego. :D No to do następnego!~ :*

niedziela, 14 kwietnia 2013

Chapter 3

Zamknęłam po cichu drzwi od swojego pokoju. Naciągnęłam bluzę i ruszyłam w stronę schodów schodząc po nich najciszej jak potrafiłam. Zegar w holu wskazywał na szóstą dwadzieścia sześć. Wcześnie. Wyszłam z domu i poczułam jak lekki wiaterek owiewa moje ciało budząc je do życia. Wciągnęłam głęboko powietrze i uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Uwielbiam zapach świeżo skoszonej trawy, po deszczu. Może ten dzień nie będzie taki zły? Do szkoły dziś nie idę, ponieważ Will chce spędzić ze mną dzień, a potem mam badania. Jakoś dam radę przetrwać te kilkanaście godzin.

Will.

Patrzyłem jak wychodzi z domu. Uśmiechnęła się i zamknąwszy za sobą furtkę po woli odbiegła od domu za pewne kierując się do parku. Mimo wczesnej pory postanowiłem przedstawić swój plan panu Parks. Mam nadzieję, że będzie ze mnie zadowolony. Wysiadłem z samochodu i powoli ruszyłem w stronę wejścia do domu. Otworzyłem drzwi i napotkałem wzrok ciekawego Parksa.
- Mam nadzieję, że nie przyszedłeś tutaj tylko po Katherine.- Zszedł na dół i poprawił pasek od szlafroka. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, a on pokiwał głową i pokazał mi abym szedł za nim w stronę kuchni. Usiadłem przy blacie i spojrzałem na niego szczerząc się jak głupi. 
- Wymyśliłem co może na nią podziałać. Ale będę potrzebował pańskiej pomocy.- Powiedziałem dumny z siebie.
- Zrobię wszystko co będzie trzeba byleby zadziałało.

Katherine.

 Ściągnęłam słuchawki z uszu i otworzyłam drzwi od domu. Byłam cała spocona ale i szczęśliwa. Dziwne, nie? Nie sądziłam, że będę taka radosna po godzinnym bieganiu, ale to już inna sprawa. Zamiast do siebie do pokoju skierowałam się najpierw do kuchni w celu napicia się wody która teraz bardzo mi była potrzebna. Usłyszawszy głosy rozmowy przystanęłam i nasłuchiwałam.
- Najlepiej będzie jak weźmiecie ten ślub jak najszybciej.- To na pewno był głos mojego ojca. Weszłam do kuchni i spojrzałam na nich. Will uśmiechnął się do mnie i chciał mnie przytulić ale ja się odsunęłam.
- Jestem spocona. Poczekaj aż wezmę prysznic.- Zaśmiałam się cicho, a on wywrócił oczami i wrócił na swoje miejsce. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej butelkę wody. Z racji tego, że mamy nie było w kuchni odkręciłam ową rzecz trzymaną w ręce i wypiłam trochę zawartości od razu z butelki.
- Matka nieźle by ci powiedziała za takie coś.- Tata pokręcił głową, ale nie był zły. On ogólnie dawał mi jakieś tam luzy. Wiedział, że jestem tylko nastolatką, ale gdy w grę wchodził jakiś bankiet moje maniery miały być nie naganne.
- Ale nie powie, bo jej tutaj nie ma.- Uśmiechnęłam się do niego chowając butelkę z powrotem do lodówki.
- Za ile będziesz gotowa?- Will spojrzał na mnie ze słodkim uśmiechem.
- Godzinka, skarbie.- Po wyjściu z kuchni odetchnęłam z ulgą. Mogłam się zapytać o co chodzi z tym szybkim ślubem ale bardzo szybko doszłam do wniosku, że lepiej będzie jak będę siedziała cicho.
Zabrałam z szuflady czystą bieliznę i ręcznik po czym udałam się do łazienki, od progu zdejmując z siebie ubrania. Całkiem naga weszłam do kabiny prysznicowe i odkręciłam wodę. Zimny strumień uderzył w moje ciało co dało mi ukojenie. Uwielbiałam zimną wodę. No chyba, że miałam wziąć kąpiel wtedy oczywiście w grę wchodziła ciepła woda. W tempie ekspresowym umyłam dokładnie swoje ciało i natarłam je balsamem waniliowym. Dlaczego akurat wanilia? Na początku wakacji gdy pojechałam do chłopaków poszłam z Louisem na małe zakupy. Z domu zapomniałam wziąć swojego truskawkowego balsamu więc postanowiłam kupić sobie nowy. Chciałam wziąć znów truskawkowy ale Lou powiedział, że do mnie lepiej pasuję wanilia. No to mam cholera wanilię, która zawsze będzie mi o nim przypominała.
Potrząsnęłam głową i wyszłam z pod prysznica po czym wytarłam dokładnie swoje ciało. Ubrałam na siebie tylko czarną bieliznę i powiesiwszy ręcznik otworzyłam drzwi od łazienki a z moich ust wydobył się krzyk. Przyłożyłam obie ręce w miejscu gdzie znajduję się serce i odetchnęłam głęboko.
- Debilu wystraszyłeś mnie.- Oparłam się o ścianę i spojrzałam na rozbawionego Willa. Pokręciłam głową trochę zła za to, że mnie wystraszył i teraz się ze mnie śmieje.
- Przepraszam skarbie nie chciałem cię wystraszyć.- Podszedł do mnie i objął swoimi ramionami. Poczułam nagłą ochotę bycia z kimś blisko dlatego nie odsunęłam go od siebie, a w ręcz przeciwnie. Sama mocno się do niego przytuliłam.
- Wybaczam.- Odpowiedziałam mu i dopiero się odsunęłam w celu znalezienia sobie czegoś do ubrania. Mimo iż na dworze świeciło słońce nie było za ciepło ponieważ wiał lekki wiatr który chłodził wszystko co napotkał na swojej drodze. Otworzyłam szafę i podparłam ręce na biodrach odsuwając się kawałek do tyłu.  Czułam na sobie wzrok Will ale jakoś nie specjalnie się tym przejęłam. Po chwili namysłu trzymałam w rękach rzeczy które miałam zamiar ubrać.

- Nie będzie ci zimno?- Zapytał mnie mój narzeczony gdy byłam już gotowa do wyjścia.
- Nie raczej nie.- Odpowiedziałam mu i razem wyszliśmy z pokoju. Na schodach Will złapał mnie za rękę, a ja miałam ochotę ją wyrwać bo do głowy napłynęło mi wiele wspomnień ale na szczęście powstrzymałam ten odruch. Weszliśmy do kuchni w której siedzieli moi rodzice. Mama uśmiechnęła się na widok naszych splecionych dłoni, a ja poczułam dziwne ukłucie gdzieś w środku.

Siedziałam lekko zdenerwowana przed swoją matką nie wiedząc jak mam się zachować, czy mam coś powiedzieć czy nadal siedzieć cicho.
- Nie życzę sobie abyś utrzymywała kontakt z tymi chłopcami. Możesz widywać się z Liam'em ale nie z tymi....ludźmi.- Wysyczała i spojrzała groźnie w moją stronę. Spuściłam na dół głowę chcąc aby włosy zakryły mi oczy i aby ona nie zobaczyła łez zbierających się w nich.
- Mamo to nie tak jak myślisz. My po prostu byliśmy na zakupach i on pomagał mi wstać bo się potknęłam. - Nie podniosłam głowy ponieważ bałam się tego co mogę ujrzeć.
- Nie obchodzi mnie jak to było!- Wrzasnęła, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.- Masz zakaz spotykania się z tym całym Louis'em. Zrozumiano?- Pokiwałam głową i spojrzałam na nią.
- A mogę chociaż z nim ostatni raz porozmawiać? Wytłumaczyć dlaczego nie będę się z nim widywać? W końcu to mój....przyjaciel.- Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Nie. Liam mu powie. Ty masz się z nim nie widywać a nie rozmawiać.- Po tonie jej głosu wywnioskowałam, że nie mam co się kłócić bo i tak nie przyniesie to żadnego rezultatu. Pokiwałam tylko głową i wstałam po czym wyszłam z salonu całkiem załamana i pozbawiona chęci co czegokolwiek.


Louis.

Zaparkowałem samochód pod lotniskiem i uśmiechnąłem się do dziewczyny siedzącej obok mnie. Spojrzała na mnie smutno ale próbowała przybrać choćby lekki uśmiech na twarzy.
- Na pewno nie chcesz aby z tobą poszedł?- Zadałem jej to samo pytanie któryś raz z rzędu dzisiejszego poranka.
- Nie. Potem będzie mi jeszcze ciężej.-Dotknęła mojego policzka jakby chciała zapamiętać jaki jest w dotyku. Jej oczy się zaszkliły, a mnie aż zabolało serce. Ona tak bardzo mnie kocha a ja ją ranię.
- Zobaczysz, że szybko się zobaczymy. Tydzień to nie tak wiele.- Wysiadłem z samochodu i otworzyłem jej drzwi. Wysiadła z gracją i od razu przywarła do mnie swoim drobnym ciałem. Objąłem ją i zamknąłem oczy. Mimo wszystko, mimo tego, że jej nie kocham będę tęsknić.
- Kocham cię Lou.- Wyszeptała do mojego ucha. Co mam jej odpowiedzieć? Nie mogę jej okłamywać. Nie umiem jej okłamywać.
- Wiem, słonko. Nigdy o tym nie zapomnę.- Moja odpowiedź nie mijała się z prawdą. Doskonale wiedziałem jakie są jej uczucia wobec mojej osoby i doskonale wiedziałem, że zawsze będę o tym pamiętał. To po postu jest zbyt piękne aby o tym ot tak zapomnieć.
- Muszę iść.- Odsunęła się ode mnie. Na jej śniadym policzku pojawiła się łza którą starłem kciukiem.
- Zadzwoń jak dolecisz.- Powiedziałem do niej i skradłem jej pocałunek. Uśmiechnęła się do mnie i westchnęła. Ona tak samo jak ja nie lubiła pożegnań. Coś nas jednak jeszcze łączy.
- Dobrze. Pozdrów chłopców.- Przytuliła się ostatni raz i chwyciwszy swoją torbę odeszła w stronę wejścia. Gdy się odwróciła pomachałem jej i  czekałem aż jej sylwetka całkowicie zniknie w tłumie innych ludzi.

Katherine.

Wysiadłam z samochodu i spojrzałam na wieżowiec pod którym się znajdowałam. Spojrzałam zdziwiona na Willa który stał obok mnie.
- Serio? Przywiozłeś mnie pod hotel moje ojca?- Zapytałam zdziwiona i oparłam się o samochód. Chłopak uśmiechnął się do mnie i wziął za rękę. Razem ruszaliśmy do wejścia po drodze witając się z miłym portierem.
- Może to dziwne ale to miejsce jest dla mnie ważne. No nie dokładnie ten hol ale coś ponad nim.- Uśmiechnął się mnie przyjaźnie i poprowadził w stronę windy. Wcisnął guzik który wskazywał na sam dach. Teraz zrozumiałam dlaczego mnie tutaj przywiózł. Dach. No tak. Zapomniałam. 
Gdy winda się otwarła uderzyło w nas świeże powietrze. Od razu zaczęłam iść prosto. Doszłam do samej krawędzi i spojrzałam w dół. 
- To tutaj wszystko się zaczęło.- Poczułam ciepłe dłonie na swoich ramionach. Zamknęłam oczy i głęboko odetchnęłam.
- Pamiętam. Jakby to było wczoraj.- Usiadłam na murku tak, że moje nogi 'dyndały' kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Will usiadł obok i objął mnie ramieniem. Poczułam jakby przypływ szczęścia. Jakbym znów była piętnastolatką która jest szczęśliwa i beztroska. 
- Wiem co wydarzyło się w wakacje.- Znieruchomiałam i spojrzałam przerażona na chłopaka siedzącego obok mnie.
- Ale o czym ty mówisz?- Starałam się aby mój głos brzmiał tak jak zwykle. Modliłam się aby nie było w nim słychać przerażenia.
- O twoim romansie z Louis'em.- Wciągnęłam raptownie powietrze i przestałam oddychać. Poczułam się taka nieważna i zła. Wiem, że powinnam była na niego spojrzeć ale się bałam.
- Will ja..... Bo wtedy.....- Zaczęłam się tłumaczyć nie mając pojęcia co mam powiedzieć. No bo co? Powiem mu, ''że to nie tak jak myślisz? Albo to były dwa miesiące słabości?'' No bez sensu.
- Nie mam ci tego za złe.- Spojrzałam na niego zdziwiona jego słowami.- Wiem, że go kochasz, wiem też, że nie chcesz zostać moją żoną.- Wstałam i zaczesałam włosy ręką do tyłu. Will zmaterializował się na przeciwko mnie. Jego oczy były smutne i przepełnione żalem o którym nie chciał mówić. Nagle poczułam, że on jest dla mnie ważniejszy niż myślałam. Gdybym go straciła byłabym sama a tego bym nie zniosła.
- Nie prawda. Nie kocham go Will. To co było we wakacje było chore. Nawet nie wiem dlaczego to ciągnęłam. To z tobą jestem, za ciebie wychodzę i z tobą wiążę swoją przyszłość. Zrozumiem jeżeli mnie teraz zostawisz bo zachowałam się jak kretynka i egoistka ale musisz wiedzieć, że ja to zakończyłam bo wiedziałam, że cię ranię Will.- Powiedziałam na jednym wydechu. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie jestem na ciebie zły. Kocham cię i nie chcę cię zostawiać.- Przytuliłam się do niego i odetchnęłam z ulgą.
- Jedźmy do ciebie.- Wyszeptałam i nadal trwałam w jego silnych ramionach.
**
Biegłam przez długi korytarz i gdy tylko dotarłam do drzwi sypialni zamknęła je za sobą ze śmiechem.
- Ej! To mój pokój!- Will uderzył kilka razy ręką w drzwi na co ja zareagowałam donośnym śmiechem.
- Jeżeli odstawisz broń to może wyjdę.- Odpowiedziałam mu i rzuciłam się na jego miękkie łóżko. Podniosłam poduszkę w celu strzepania. W miejscu gdzie znajdowała się owa rzecz trzymana przeze mnie znajdowała się czerwona teczka. Podniosłam ją o otworzyłam mimo tego, iż to nie moje. W końcu jestem jego narzeczoną więc mam chyba jakieś prawo do sprawdzania jego rzeczy? Nie, nie mam ale jakoś musiałam się usprawiedliwić.
Wyciągnęłam kartkę na której była opinia lekarska. Przeleciałam wzrokiem po czarnych literkach aż doszłam do zdania: Stwierdzony rak mózgu. Stadium zaawansowane. Zakryłam usta ręką i wypuściłam kartkę z ręki. Na kartce wyraźnie było napisane jego imię jak i nazwisko. Dlatego chce tak szybko ślub. Teraz wszystko było jasne. Stadium zaawansowane czyli operacja może tylko go zabić. Nic go już nie uratuję. Dlatego rozmawiał z rano z tatą o ślubie i tata mówił, że mamy się ożenić jak najszybciej.
- Już schowałem swoją broń. Możesz wyjść.- Głos Willa wyrwał mnie z otchłani. Szybko schowałam kartkę i przykryłam teczkę poduszką tak jak była wcześniej. Wciągnęłam głęboko powietrze i otworzyłam drzwi. Ujrzałam jego uśmiechniętą twarz. Wyglądał normalnie. Nic nie wskazywało, że był chory. Że umierał.
- Kochanie musimy jechać wybrać zaproszenia na ślub. Jutro rozwieziemy je wszystkim osobą do których szybko dotrzemy. Poproszę mamę aby zwolniła mnie ze szkoły. Poszukam jakąś salę. Tatę po proszę aby załatwił wszystkie sprawy w kościele i pozwolenie dla mnie skoro nie jest pełnoletnia. A w sobotę o godzinie  czternastej staniemy przed ołtarzem.- Szybka decyzja która wydawała mi się słuszna. Nie ma na co czekać. Skoro on mnie kocha to nie widzę żadnych przeszkód. Moje uczucia są nie ważne w tej chwili. Przecież to on umiera, a nie ja.

Louis.

Wczoraj pisaliśmy o tym, że Katherine Parks i William Bloom zaręczyli się. Przed chwilą dostaliśmy wiadomość od osoby z otoczenia gwiazd iż para już ustaliła datę ślubu! Zakochani chcą być jak najszybciej małżeństwem dlatego sakramentalne ''tak'' powiedzą sobie już w tą sobotę! Szybko prawda? Nie wiem czy śpieszą się tak dlatego, że bardzo się kochają, czy może dlatego iż Katherine niedługo ma wziąć udział w mistrzostwach akrobatycznych. A może dziewczyna jest w ciąży? Każdy może mieć własne spekulację ale prawdę znają tylko osoby z otoczenia naszych zakochanych. Chcemy również przypomnieć, że Katherine ma dopiero 17 lat, a jest znaną modelką i akrobatką. Widać, że jej rodzice dbają o rozgłos dla swojej córki. 
Jak sądzicie czy ich małżeństwo przetrwa wiele lat? Czy może rozpadnie się po kilku miesiącach? Odpowiedzi zostawiajcie w komentarzach. 

Zatrzasnąłem laptopa i wstałem zdenerwowany. On nie może mi jej zabrać. Już to zrobił. Straciłem ją. Muszę coś zrobić. Przecież ona go nie kocha. Nie mogę pozwolić jej popełnić takie błędu.

Katherine.

Zamknęłam drzwi gabinetu i oparłam się o ścianę.W głowie cały czas miałam słowa lekarza. Przecież to nie może być prawda. To musi być jakiś cholerny koszmar. 
- Przepraszam. Wszystko w porządku?- Jakaś ciężarna kobieta dotknęła mojego ramienia i uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Tak. Tak wszystko w porządku.- Odpowiedziałam jej i jak najszybciej zapragnęłam opuścić to miejsce. Przecież to miał być cudowny dzień. 
-----------------------------------------------------
Trochę późno, no nie?Normalnie siedziałam sobie w domu bo miałam zapalenie ucha ale nic nie mogłam napisać bo mama zaraz krzyczała, że mam się położyć, a nie romansować przez internet -.-
Cóż, ślub się zbliża biją dzwony i każdy ma na sobie różowy! :D
Co sądzicie o hajtaniu się Katie i Willa? Czy Lou coś z tym zrobi? 
Myślę, że wam się spodoba ten rozdział :P

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Chapter 2

Louis.

Spojrzałem na do połowy pustą butelkę w mojej prawej ręce i pustą paczkę papierosów na podłodze. Poczułem obrzydzenie i wstręt ale nie do alkoholu czy papierosów ale do samego siebie. Pozwoliłem aby rozpacz i bezsilności wzięły na de mną górę. Znów. Obiecałem sobie, że nie pozwolę dopuścić do takiego stanu, ale cholera nie oszukujmy się właśnie to zrobiłem i najgorsze jest to, że znów mam ochotę wypalić całą paczkę papierosów i opróżnić kilka butelek wódki aby poczuć radość i ukojenie które teraz są mi tak dalekie i obce, że wydaję mi się iż nigdy właściwie nie czułem się szczęśliwy czy spokojny. Teraz właściwie mam wszystko ale nie mam nic. Mam sławę, fanów, wspaniałych przyjaciół, rodziców którzy zawsze mi pomogą, siostry które wesprą mnie w różnych decyzjach, dziewczynę która mnie kocha. Właśnie i tutaj zaczyna się ta część gdzie nie mam nic. Ona kocha mnie, a ja? Ja najwyżej ją lubię. Kiedyś, może coś tam czułem mocniejszego ale w wakacje wszystko się diametralnie zmieniło. Mogę oddać wszystko co mam tylko za jedną osobę której pragnę w każdy możliwy sposób. Wiem, że to nie możliwe bo wczoraj straciłem ją na zawsze. Zrobiła mi nadzieję, a potem co? Potem po prostu powiedziała głupie ''tak'' i zniszczyła całe moje życie. Mogę to nawet zrozumieć, bo przecież są razem od roku, wielka miłość i w ogóle ale dlaczego mnie pocałowała. Skoro nic do mnie czuję to po jaką cholerę robiła mi nadzieję? Sam ją sobie zrobiłeś, głupku. Może i racja. Sam ją sobie zrobiłem gdy powiedziałem jej, że ją kocham. Poczułem wtedy coś dziwnego, coś czego nie można opisać słowami. Było inaczej niż za pierwszym razem, ale nie tak samo jak za drugim. Trochę skomplikowane, co nie? Ale powiedzcie co nie jest? Wszystko na tym pieprzonym świecie jest skomplikowane. Nikt nie ma idealnego i beztroskiego życia.
Wziąłem do ręki telefon który wibrował na drewnianej podłodze.
Od: El.
Kochanie, utknęłam w korkach będę za jakąś godzinkę może trochę więcej. 
Odetchnąłem z ulgą. Całkowicie zapomniałem, że miała po mnie przyjechać. Dobrze, że chociaż są te głupie korki, powinienem zdążyć się ogarnąć. Pociągnąłem ostatniego łyka z butelki i odstawiłem ją na stolik po czym podniosłem swoje zmęczone ciało. Od kluczyłem drzwi i wyszedłem na cichy korytarz. Gdy się odwróciłem, zapomniałem po co wychodziłem, zapomniałem jak się oddycha, jak się chodzi, jak się mówi. Zapomniałem wszystkiego. Stała tam. Wpatrywała się we mnie tak samo jak ja w nią. Wyglądała jakby chciała coś powiedzieć ale nie widziała co, albo nie wiedziała jak zareaguję.
- Gratuluję.- Powiedziałem do niej i spuściłem wzrok bojąc się, że ona może zauważyć coś co mogło by zdradzić w jakim parszywym jestem nastroju.
- Dziękuję.- Jej głos był zachrypnięty i strasznie cichy. Spojrzałem na nią i podszedłem kawałek. Dopiero teraz zauważyłem, że jej piękne brązowe oczy są załzawione i lekko czerwone.
- Płakałaś.- Stwierdziłem i nadal nie spuszczałem z niej wzroku. Byłem strasznie ciekaw co zrobi, jak się zachowa.
- Wydaję ci się. Po prostu przetarłam oczy ręką i teraz mi łzawią.- Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Potrafiłem rozpoznać kiedy kłamie. Za wsze gdy to robi jej oczy wędrują na lewą stronę, a dłonie zaciskają w małe piąstki.
- Nie umiesz kłamać, Katie.- Stwierdziłem, a ona lekko się uśmiechnęła i jakby stała się odważniejsza, ponieważ spojrzała mi w oczy i nie zraziła się gdy podszedłem do niej jeszcze kawałek.
- Po prostu ciebie nie umiem okłamywać.- Przygryzła dolną wargę, doskonale wiedząc jak to na mnie działa.
- Louis! Kretynie, ja przez ciebie.... Oj, sorka.- Harry nie wiedział gdzie ma się schować więc zbiegł na dół prawie spadając ze schodów. Zabiję, go. 
- Ja... Ten muszę się ubrać.- Odwróciła się ode mnie i otwarła drzwi od swojego pokoju.- Cześć, Louis.- Uśmiechnęła się lekko i zniknęła za drzwiami. Zerwałem się  do biegu obmyślając plan jak zabić tego gada co nam przeszkodził.
- Louis! Ja nie wiedziałam, przepraszam.- Harry padł mi do nóg i zaczął krzyczeć jak bardzo jest mu przykro.
- Wiesz, że się zemszczę, prawda?- Zapytałem, a on podniósł głowę do góry i zrobił minę jak kot ze Shreka.
- Mam genialny pomysł!- Wykrzyknął i odsunął się ode mnie.

Katherine.

Stałam przed szafą i zastanawiałam się co mam ubrać. Ręcznik którym byłam owinięta co chwilę zsuwał mi się co raz niżej, co doprowadzało mnie do szału. Wreszcie zdecydowałam się na czerwone rurki, białą bluzkę w czarne paski, granatowe niskie trampki oraz szarą czapkę. Wyciągnęłam z szuflady czystą bieliznę i zrzuciłam z siebie biały ręcznik, po czym szybko zaczęłam się ubierać. Mimo iż byłam sama w pokoju czułam się nieswojo i jakoś dziwnie więc wolałam szybko się ubrać. 
Powiesiłam ręcznik na wieszaku i postanowiłam zejść na dół na szybkie śniadanie. Przekręciłam klucz w drzwiach i ostrożnie sprawdziłam czy znów nie ma na korytarzu Louis'a. Odetchnęłam z ulgą widząc puste pomieszczenie. Wyprostowałam się i zeszłam na dół przybierając na twarzy sztuczny uśmiech. 
- Cześć.- Przywitałam się i usiadłam do stołu. Chłopcy już siedzieli i jedli śniadanie. Brakowało tylko moich rodziców. Normalnie bym się dopytywała gdzie oni są ale po wczorajszym wieczorze nie mam ochoty na ich towarzystwo i zachwycanie się tym, że wychodzę za Will'a.
- Hej. Jak tam noc?- Liam nalał mi soku do szklanki i uśmiechnął się do mnie wesoło. Jak ten chłopak to robi? Zawsze jest uśmiechnięty, radosny i potrafi pomóc innym. 
- Świetnie. Wiesz gdzie moi rodzice?- Chciałam zmienić temat więc powiedziałam pierwsze co mi wpadło do głowy. Wiem, że w końcu zeszlibyśmy na temat moich zaręczyn, a jakoś nie mam ochoty o tym rozmawiać. 
- Dokładnie to nie wiem. Dostali jakiś telefon i musieli gdzieś pojechać. Mówili, że wrócą wieczorem. Aaa no i nie masz dziś jakiegoś treningu. Powiedzieli, że będziesz wiedziała o co chodzi.- Uśmiechnęłam się szeroko i oparłam o krzesło szczęśliwa, że nie będę dziś musiała się męczyć. Jakoś nie szczególnie mam na to ochotę. 
- Chociaż raz w życiu powiedziałeś mi coś co mnie ucieszyło.- Zwróciłam się do niego, a on zrobił oburzoną minę. Zaśmiałam się cicho. Spojrzałam na stół i doszłam do wniosku, że nie jestem jednak głodna. Rozsiadłam się wygodnie i położyłam ręce na brzuchu.
- Ty nic nie jesz?- Zayn spojrzał na mnie podejrzliwie i zmrużył oczy, przez co wyglądał jak taki jeden koleś z hiszpańskiej telenoweli.
- Muszę dbać o linię.
- Z kości na ości? Błagam cię ty jesteś chodzącym szkieletem.- Louis rzucił mi wesołe spojrzenie, a ja poczułam się jak w wakacje. Tak beztrosko i szczęśliwie. Chciałabym wrócić do tych dni w których nic nie robiłam. Po prostu leżałam sobie przed telewizorem nie martwiąc się co powiedzą rodzice.
- Katie chodź ze mną na chwilę.- Liam nie czekając na moją odpowiedź chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę salonu. Usiadłam na kanapie i poczekałam na jego ruch. Ukucnął przede mną i chwycił moją rękę gdzie na jednym z palców był złoty pierścionek. Podał mi do inny który wczoraj zdjęłam. Srebrny z małą błękitną łezką. 
- Myślałam, że go wczoraj zgubiłam.- Szepnęłam i spojrzałam w jego oczy. Wydawały się takie zatroskane i przepełnione miłością. 
- Znalazłem na stoliku. Pomyślałem, że chciałabyś go odzyskać.- Pokiwałam głową i włożyłam pierścionek do kieszeni. 
- Lepiej będzie jeżeli go schowam.- Pośpieszyłam z wytłuczeniami widząc jego zdezorientowaną minę. Liam wstał jakby trochę zły.
- Dlaczego nie rzucić tego w cholerę i nie będziesz szczęśliwa?- Zapytał odwracając się gwałtownie w moją stronę.
- Dlaczego myślisz, że jestem nie szczęśliwa?-Wstałam i starałam się uśmiechać, chociaż tak troszkę, ale raczej mi to nie wyszło.
- Próbujesz okłamać mnie czy siebie?
- Wszystkich, Liam.- Odparłam z prawdą i pozwoliłam aby moje ciało znów spoczęło na kanapie. Schowałam twarz w dłoniach czując jak łzy zbierają mi się po powiekami. Poczułam jak Liam siada obok mnie i przygarnia moje drobne ciało do siebie. Wtuliłam się w niego i zaczęłam cicho płakać. Znów. 
- Zacznij podejmować własne decyzję Katie, a nie będziesz musiała nikogo okłamywać.
- Tylko, że ja już nie potrafię decydować o sobie. Pozwoliłam robić to innym. - Odsunęłam się kawałek i przetarłam twarz ze słonej cieczy. 
- Chciałbym abyś wróciła i znów była moją młodszą kuzynką która zabiera mi czerwone żelki.- Parsknęłam śmiechem, i znów wtuliłam się w jego ramię.

Louis.

Wpatrywałem się w brunetkę z lekkim uśmiechem na twarzy. Uwielbiam jej śmiech, moment w którym w policzkach tworzą się małe dołeczki, które dodają jej wdzięku i uroku. Mimo uśmiechu na twarzy w środku krzyczałem i płakałem z rozpaczy. Gdy Liam zabrał ją na rozmowę, moja ciekawość wzięła górę i poszedłem podsłuchać o czym rozmawiają. Zobaczywszy łzy na jej twarzy sam miałem ochotę się rozpłakać. Płakała przeze mnie, przez moją wrodzoną głupotę.
Mój wzrok spoczął na kieszeni, w której był ukryty pierścionek. Dałem jej go i obiecałem nigdy nie opuszczać. Kłamałem, ale czy umyślnie? Jasne, że nie. Wtedy po prostu wszystko wydawało się łatwiejsze i myślałem, że dam radę podołać obietnicą składanym brunetce. Szkoda. Szkoda, że nie dałem rady.
Spojrzałem na zegarek i poczułem nie miłe ukłucie. Za raz powinna być. Z westchnieniem podniosłem się z fotela i skierowałem się na górę. Usłyszałem za sobą kroki i po chwili minęła mnie biegnąca dziewczyna, a za nią Liam, który coś do niej krzyczał. A to podobno ja jestem dziecinny. Pokręciłem głową i wszedłem do pokoju. Wyciągnąłem z pod łóżka torbę i pozbierałem wszystkie swoje rzeczy które leżały na podłodze. Wpakowałem je do torby bez żadnego składania . Sprawdziłem, czy nie zostawiłem nic w łazience i usiadłem zrezygnowany na łóżku. Zazdroszczę chłopakom. Oni mogą jeszcze z nią pobyć. Mogą z nią rozmawiać, patrzeć w jej piękne oczy, wdychać bijący od niej zapach wanilii. Pożegnam się z nią. Wstałem uśmiechnięty i dumny ze swojego toku myślenia.
Zapukałem do jej pokoju i lekko uchyliłem drzwi. Podniosła głowę i spojrzała na mnie. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. lmuzkal
- Przyszedłem się pożegnać.- Zamknąłem za sobą drzwi i oparłem się o nie. Katie spojrzała na zegarek i zmarszczyła czoło.
- A nie mieliście jechać za trzy godziny?- Wstała i poprawiła swoje długie brązowe włosy. Wyglądała prawie jak anioł.
- Eleanor po mnie przyjedzie. Miałem pomóc jej w zakupach.- Na jej twarzy pojawił lekki grymas niezadowolenia.
- No tak. Trzeba pomagać ludziom w potrzebie.- Nie wiem czy jej uwaga miała być kąśliwa czy nie, ale nie zabrzmiało to najmilej.
- Katie nie chce się kłócić.- Westchnąłem i podszedłem do niej o kilka kroków.
- No to jest nas dwoje Lou.- Ona również zrobiła kilka małych kroczków przez co byliśmy co raz bliżej siebie ale jeszcze nie wystarczająco.
- Odpowiesz mi na jedno pytanie?- Z wypowiedzianymi przez siebie słowami zrobiłem również krok, pozostawiając między nami jeszcze mniej przestrzeni.
- Tak.- Ona pokonała ostatnie centymetry które nas dzieliły. Zadarła lekko głowę do góry i spojrzała mi w oczy.
- Czujesz coś do mnie?- Wyszeptałem, ale zamiast odpowiedzi dostałem lekkie muśnięcie warg. Zadziałało to na mnie jak płachta na byka. Położyłem swoje dłonie na jej biodrach i przyciągnąłem ją do siebie jeszcze bliżej. Jej oczy zabłyszczały.
- Louis...- Jej szept zachęcił mnie do działania. Przycisnąłem swoje usta do jej i zachłannie pocałowałem. Marzyłem o tym całe dnie i noce. Tęskniłem za jej malinowymi, delikatnymi ustami. Tęskniłem za jej dłońmi krążącymi nieśmiało po moim ciele.
Wplotła swoje długie palce w moje włosy i przycisnęła mnie jeszcze bliżej siebie pogłębiając pocałunek jakby chciała abyśmy stali się jednością.
- Louis przyjechała....- Katie odskoczyła ode mnie jak oparzona, a ja spojrzałem zdezorientowany w stronę drzwi. Stał w nich Niall z otwartą buzią i szeroko otwartymi oczami. Spojrzałam na Katie, a ona unikała moje wzorku. Spuściłem głowę na dół i wyszedłem z pokoju kierując się po moją torbę.
- Louis ja przepraszam ale nie wiedziałem, a ona sama chciała tutaj przyjść i....- Blondyn lekko się zapowietrzył. Uśmiechnąłem się do niego.
- Dobrze zrobiłeś. Dzięki.- Poklepałem go po ramieniu i wyminąłem. Na dole stała moja dziewczyna i żartowała o czymś z Harrym. Podziwiam chłopaków. Oni doskonale wiedzą jaka jest sytuacja między mną, a Katie, a mimo wszystko okłamują Eleanor. Udają jakby wszystko było w porządku. Zszedłem na dół i przytuliłem do siebie dziewczynę uśmiechając się sztucznie.
- Louis!- Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem brunetkę która zbiegała ze schodów. Wpadła w moje ramiona i mocno uczepiła się mojej szyi.
- Poczekam w samochodzie.- Jeśli się nie mylę Eleanor właśnie nas opuściła z myślą, że to będzie ckliwe pożegnanie przyjaciół. Nawet nie ma pojęcia jak bardzo się myli.
- Mogę się do ciebie zalotnie uśmiechać, ale to nie znaczy, że mi się podobasz. Mogę cię kochać, ale to nie znaczy, że będę z tobą. Mogę kazać ci wyjść, ale to nie znaczy, że chce żebyś odszedł. Mogę dać ci szansę, ale nie oznacza, że ją masz. Mogę cię olewać, ale to nie znaczy, że jesteś mi obojętny. Mogę tobą poniewierać, ale to nie znaczy, że na to zasługujesz. Mogę cię szanować, ale to nie znaczy, że cię lubię. Mogę śmiać się z twoich żartów, ale to nie znaczy, że mnie śmieszą. Mogę cię potrzebować, ale to nie znaczy, że się o tym dowiesz. Mogę coś do ciebie czuć, ale to nie znaczy, że będziesz mój. - Właśnie uzyskałem odpowiedź na swoje wcześniejsze pytanie.

Katherine.

Patrzyłam jak wsiada do jej samochodu i odjeżdża. Tak po prostu. Czułam jak łzy spływają mi po policzkach ale nawet nie próbowałam tego ukryć. Nie było sensu. Myślałam, że będzie mi łatwiej stawić czoło wszystkim wspomnieniom i jemu samemu. Myliłam się. Ale ze mnie głupia istota. Zamiast go tutaj zatrzymać, odrzucić zaręczyny Willa, ja wszystko zepsułam. Kierowałam się tym co będzie dobre dla moich rodziców. Popełniłam błąd. Następny zresztą. 
- Zobaczysz, że wreszcie wszystko będzie dobrze. Musimy być tylko cierpliwi.- Poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam smutną twarz Harry'ego.
- Nic już nie będzie dobrze Harry. Najwyższy czas się z tym pogodzić.- Znów spojrzałam w okno i nie zobaczyłam nic. Wszystko zniknęło i nastała szara rzeczywistość, która przytłacza mnie z dnia na dzień co raz bardziej.
---------------------------------------------------------------------------
Powiem wam szczerze, że jestem zadowolona z tego rozdziału co jest trochę dziwne :D
Mam nadzieję, że wam również się spodoba. :*
Do zobaczenia, za jakiś czas. 

czwartek, 4 kwietnia 2013

Other.

Otworzyłam gwałtownie oczy i impulsem było odwrócenie głowy w prawą stronę, aby sprawdzić czy on nadal tam jest. Spał. Na jego drobnej dziecięcej twarzy widniał malutki uśmiech, który zdradzał, że śni mu się coś miłego, coś co odrywa go od ponurej i przerażającej teraźniejszości, która go otacza. Dlaczego on? Tylko to pytanie siedziało w mojej głowie już od ponad dwóch tygodni. Dlaczego nie ja? Jestem osobą, która zrobiła wiele złego. A on? On jest tylko nie winnym czteroletnim chłopcem, który został przykuty do szpitalnego łóżka, przeze mnie. Przez moją głupotę skazałam swojego młodszego braciszka na wielkie cierpienia, a właściwie na śmierć, która nadejdzie prędzej czy później. Jak się z tym czuję? Okropnie. Jedna część mnie krzyczy z rozpaczy, a druga siedzi skulona i płaczę z bezsilności. A więc którą stronę siebie ukazuję na co dzień? Żadną z nich. Staram się być osobą bez uczuć, bez cierpienia i zmęczenia wypisanego na twarzy. Udaje mi się? Wątpię w to ale nauczyłam się, że w życiu nie warto się poddawać. Ale teraz patrząc na Kajtusia...
Przypomina mi się pewien wiersz, który omawialiśmy w zeszłym roku na języku polskim. Nosił tytuł ,,Nic dwa razy''. Wiecie o czym był? O przemijaniu, o życiu. Czy wtedy podeszłam poważnie do słów autorki? Nie. Właściwie to śmiałam się ze słów autorki jak i naszego nauczyciela, który mówił nam, że życie mamy jedno i powinniśmy je dobrze wykorzystać. Ja pewnie będę miała szansę tak zrobić, ale mój braciszek nie, i właśnie to jest najgorsze.
Wydaje mi się, że nikt inny oprócz Kajtka nie zauważa tego, co się ze mną dzieje. On widzie to jak się obwiniam. A czym? Tym, że przeze mnie on tutaj leży. Nie doszłoby do tego, gdybym zamknęła drzwi balkonowe. Tylko tyle. Dziwne prawda? Niby taka mała rzecz, ale ma duże znaczenie. Bardzo dobrze pamiętam, co działo się tego wieczoru. Właściwie to do pewnego momentu. Pamiętam jak ignorowałam go, jak ,,zatapiałam'' się w książce. Wiem, że krzyczał do mnie, że jeżeli się nim nie zajmę on skoczy z balkonu. Jak zareagowałam? Zaczęłam się śmiać i machnęła na niego ręką nie odrywając wzroku od kartki. Właściwie dopiero po chwili doszedł do mnie fakt, że on może to zrobić. Szybko zerwałam się z kanapy i pobiegłam na górę. Zobaczyłam go. Stał za balustradą i uśmiechał się do mnie z zadowoleniem, po czym puścił się poręczy i poleciał do tyłu. Wtedy wszystko stało się takie niewiarygodne i jakby wyciągnięte z horroru. I właściwie tutaj wszystko osłania ciemność, nie mam pojęcia, co się działo, jak znaleźliśmy się w szpitalu. Pamiętam jeszcze rodziców siedzących po obu stronach łóżka Kajtka, trzymali go za rączki. Ja tylko stałam z tyłu i płakałam, zaczynając nienawidzić samą siebie. Teraz widząc leżącego go spokojnie czuję nieprzyjemne dreszcze. To smutne, a nawet przerażające, że mały chłopczyk, który nie mógł usiedzieć spokojnie pięciu minut, leży nieruchomy i jakby pozbawiony życia.
Z moich myśli wyrwało mnie coraz głośniejsze pikanie aparatury, do której był podłączony. Spojrzałam na Kajtusia i zostałam obdarowana ślicznym i szczerym uśmiechem z jego strony. Nagle ni z tego ni z owego maszyna ucichła, a jego oczka zamknęły się. Krzyk. Właśnie to mnie otaczało.
Drzwi od sali otwarły się z hukiem, a łóżko na którym spoczywał chłopczyk zostało zasłonięte przez lekarzy. Krzyczeli do siebie jakieś nie zrozumiałe dla mnie słowa. Spojrzała na zapłakane twarze rodziców i usłyszałam najgorsze słowa, jakie człowiek może usłyszeć.
- Czas zgonu, dziewiąta czterdzieści pięć.- Podeszłam chwiejnym i niepewnym krokiem do łóżka. Mimo jego zamkniętych oczu i bezwładnego ciała, na twarzy pozostał uśmiech, którym obdarował mnie dosłownie przed chwilą. Zamknęłam oczy, a w mojej głowie odtworzyłam obraz Kajtka. Niski, szczupły chłopczyk z krótkimi brązowymi włosami i pięknymi zielonymi oczyma, które były bardzo podobne do moich.
Taki już zostanie. Już zawsze myśląc o nim będę widziała tego wesołego chłopczyka, który uwielbiał żółwie.
  Właśnie z takim obrazem w głowie dwa lata później zamknęłam ostatni raz oczy i pobiegłam na spotkanie z moim bratem, który czekał na mnie pod dużym dębem. Teraz już sama wiem, jaka tajemnicza moc jest zawarta w słowach: ,, Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą...''
------------------------------------------------------------------------
Właśnie przeczytaliście moją dodatkową pracę z polskiego za którą dostałam 6! O.O Serio nie mogłam uwierzyć. Normalnie bym tego tutaj nie napisałam ale moja przyjaciółko-siostra mi groziła więc nie chciałam jej podpaść. Mam nadzieję, że wam się spodobało. Do zobaczenie wkrótce! :*