niedziela, 14 kwietnia 2013

Chapter 3

Zamknęłam po cichu drzwi od swojego pokoju. Naciągnęłam bluzę i ruszyłam w stronę schodów schodząc po nich najciszej jak potrafiłam. Zegar w holu wskazywał na szóstą dwadzieścia sześć. Wcześnie. Wyszłam z domu i poczułam jak lekki wiaterek owiewa moje ciało budząc je do życia. Wciągnęłam głęboko powietrze i uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Uwielbiam zapach świeżo skoszonej trawy, po deszczu. Może ten dzień nie będzie taki zły? Do szkoły dziś nie idę, ponieważ Will chce spędzić ze mną dzień, a potem mam badania. Jakoś dam radę przetrwać te kilkanaście godzin.

Will.

Patrzyłem jak wychodzi z domu. Uśmiechnęła się i zamknąwszy za sobą furtkę po woli odbiegła od domu za pewne kierując się do parku. Mimo wczesnej pory postanowiłem przedstawić swój plan panu Parks. Mam nadzieję, że będzie ze mnie zadowolony. Wysiadłem z samochodu i powoli ruszyłem w stronę wejścia do domu. Otworzyłem drzwi i napotkałem wzrok ciekawego Parksa.
- Mam nadzieję, że nie przyszedłeś tutaj tylko po Katherine.- Zszedł na dół i poprawił pasek od szlafroka. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, a on pokiwał głową i pokazał mi abym szedł za nim w stronę kuchni. Usiadłem przy blacie i spojrzałem na niego szczerząc się jak głupi. 
- Wymyśliłem co może na nią podziałać. Ale będę potrzebował pańskiej pomocy.- Powiedziałem dumny z siebie.
- Zrobię wszystko co będzie trzeba byleby zadziałało.

Katherine.

 Ściągnęłam słuchawki z uszu i otworzyłam drzwi od domu. Byłam cała spocona ale i szczęśliwa. Dziwne, nie? Nie sądziłam, że będę taka radosna po godzinnym bieganiu, ale to już inna sprawa. Zamiast do siebie do pokoju skierowałam się najpierw do kuchni w celu napicia się wody która teraz bardzo mi była potrzebna. Usłyszawszy głosy rozmowy przystanęłam i nasłuchiwałam.
- Najlepiej będzie jak weźmiecie ten ślub jak najszybciej.- To na pewno był głos mojego ojca. Weszłam do kuchni i spojrzałam na nich. Will uśmiechnął się do mnie i chciał mnie przytulić ale ja się odsunęłam.
- Jestem spocona. Poczekaj aż wezmę prysznic.- Zaśmiałam się cicho, a on wywrócił oczami i wrócił na swoje miejsce. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej butelkę wody. Z racji tego, że mamy nie było w kuchni odkręciłam ową rzecz trzymaną w ręce i wypiłam trochę zawartości od razu z butelki.
- Matka nieźle by ci powiedziała za takie coś.- Tata pokręcił głową, ale nie był zły. On ogólnie dawał mi jakieś tam luzy. Wiedział, że jestem tylko nastolatką, ale gdy w grę wchodził jakiś bankiet moje maniery miały być nie naganne.
- Ale nie powie, bo jej tutaj nie ma.- Uśmiechnęłam się do niego chowając butelkę z powrotem do lodówki.
- Za ile będziesz gotowa?- Will spojrzał na mnie ze słodkim uśmiechem.
- Godzinka, skarbie.- Po wyjściu z kuchni odetchnęłam z ulgą. Mogłam się zapytać o co chodzi z tym szybkim ślubem ale bardzo szybko doszłam do wniosku, że lepiej będzie jak będę siedziała cicho.
Zabrałam z szuflady czystą bieliznę i ręcznik po czym udałam się do łazienki, od progu zdejmując z siebie ubrania. Całkiem naga weszłam do kabiny prysznicowe i odkręciłam wodę. Zimny strumień uderzył w moje ciało co dało mi ukojenie. Uwielbiałam zimną wodę. No chyba, że miałam wziąć kąpiel wtedy oczywiście w grę wchodziła ciepła woda. W tempie ekspresowym umyłam dokładnie swoje ciało i natarłam je balsamem waniliowym. Dlaczego akurat wanilia? Na początku wakacji gdy pojechałam do chłopaków poszłam z Louisem na małe zakupy. Z domu zapomniałam wziąć swojego truskawkowego balsamu więc postanowiłam kupić sobie nowy. Chciałam wziąć znów truskawkowy ale Lou powiedział, że do mnie lepiej pasuję wanilia. No to mam cholera wanilię, która zawsze będzie mi o nim przypominała.
Potrząsnęłam głową i wyszłam z pod prysznica po czym wytarłam dokładnie swoje ciało. Ubrałam na siebie tylko czarną bieliznę i powiesiwszy ręcznik otworzyłam drzwi od łazienki a z moich ust wydobył się krzyk. Przyłożyłam obie ręce w miejscu gdzie znajduję się serce i odetchnęłam głęboko.
- Debilu wystraszyłeś mnie.- Oparłam się o ścianę i spojrzałam na rozbawionego Willa. Pokręciłam głową trochę zła za to, że mnie wystraszył i teraz się ze mnie śmieje.
- Przepraszam skarbie nie chciałem cię wystraszyć.- Podszedł do mnie i objął swoimi ramionami. Poczułam nagłą ochotę bycia z kimś blisko dlatego nie odsunęłam go od siebie, a w ręcz przeciwnie. Sama mocno się do niego przytuliłam.
- Wybaczam.- Odpowiedziałam mu i dopiero się odsunęłam w celu znalezienia sobie czegoś do ubrania. Mimo iż na dworze świeciło słońce nie było za ciepło ponieważ wiał lekki wiatr który chłodził wszystko co napotkał na swojej drodze. Otworzyłam szafę i podparłam ręce na biodrach odsuwając się kawałek do tyłu.  Czułam na sobie wzrok Will ale jakoś nie specjalnie się tym przejęłam. Po chwili namysłu trzymałam w rękach rzeczy które miałam zamiar ubrać.

- Nie będzie ci zimno?- Zapytał mnie mój narzeczony gdy byłam już gotowa do wyjścia.
- Nie raczej nie.- Odpowiedziałam mu i razem wyszliśmy z pokoju. Na schodach Will złapał mnie za rękę, a ja miałam ochotę ją wyrwać bo do głowy napłynęło mi wiele wspomnień ale na szczęście powstrzymałam ten odruch. Weszliśmy do kuchni w której siedzieli moi rodzice. Mama uśmiechnęła się na widok naszych splecionych dłoni, a ja poczułam dziwne ukłucie gdzieś w środku.

Siedziałam lekko zdenerwowana przed swoją matką nie wiedząc jak mam się zachować, czy mam coś powiedzieć czy nadal siedzieć cicho.
- Nie życzę sobie abyś utrzymywała kontakt z tymi chłopcami. Możesz widywać się z Liam'em ale nie z tymi....ludźmi.- Wysyczała i spojrzała groźnie w moją stronę. Spuściłam na dół głowę chcąc aby włosy zakryły mi oczy i aby ona nie zobaczyła łez zbierających się w nich.
- Mamo to nie tak jak myślisz. My po prostu byliśmy na zakupach i on pomagał mi wstać bo się potknęłam. - Nie podniosłam głowy ponieważ bałam się tego co mogę ujrzeć.
- Nie obchodzi mnie jak to było!- Wrzasnęła, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.- Masz zakaz spotykania się z tym całym Louis'em. Zrozumiano?- Pokiwałam głową i spojrzałam na nią.
- A mogę chociaż z nim ostatni raz porozmawiać? Wytłumaczyć dlaczego nie będę się z nim widywać? W końcu to mój....przyjaciel.- Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Nie. Liam mu powie. Ty masz się z nim nie widywać a nie rozmawiać.- Po tonie jej głosu wywnioskowałam, że nie mam co się kłócić bo i tak nie przyniesie to żadnego rezultatu. Pokiwałam tylko głową i wstałam po czym wyszłam z salonu całkiem załamana i pozbawiona chęci co czegokolwiek.


Louis.

Zaparkowałem samochód pod lotniskiem i uśmiechnąłem się do dziewczyny siedzącej obok mnie. Spojrzała na mnie smutno ale próbowała przybrać choćby lekki uśmiech na twarzy.
- Na pewno nie chcesz aby z tobą poszedł?- Zadałem jej to samo pytanie któryś raz z rzędu dzisiejszego poranka.
- Nie. Potem będzie mi jeszcze ciężej.-Dotknęła mojego policzka jakby chciała zapamiętać jaki jest w dotyku. Jej oczy się zaszkliły, a mnie aż zabolało serce. Ona tak bardzo mnie kocha a ja ją ranię.
- Zobaczysz, że szybko się zobaczymy. Tydzień to nie tak wiele.- Wysiadłem z samochodu i otworzyłem jej drzwi. Wysiadła z gracją i od razu przywarła do mnie swoim drobnym ciałem. Objąłem ją i zamknąłem oczy. Mimo wszystko, mimo tego, że jej nie kocham będę tęsknić.
- Kocham cię Lou.- Wyszeptała do mojego ucha. Co mam jej odpowiedzieć? Nie mogę jej okłamywać. Nie umiem jej okłamywać.
- Wiem, słonko. Nigdy o tym nie zapomnę.- Moja odpowiedź nie mijała się z prawdą. Doskonale wiedziałem jakie są jej uczucia wobec mojej osoby i doskonale wiedziałem, że zawsze będę o tym pamiętał. To po postu jest zbyt piękne aby o tym ot tak zapomnieć.
- Muszę iść.- Odsunęła się ode mnie. Na jej śniadym policzku pojawiła się łza którą starłem kciukiem.
- Zadzwoń jak dolecisz.- Powiedziałem do niej i skradłem jej pocałunek. Uśmiechnęła się do mnie i westchnęła. Ona tak samo jak ja nie lubiła pożegnań. Coś nas jednak jeszcze łączy.
- Dobrze. Pozdrów chłopców.- Przytuliła się ostatni raz i chwyciwszy swoją torbę odeszła w stronę wejścia. Gdy się odwróciła pomachałem jej i  czekałem aż jej sylwetka całkowicie zniknie w tłumie innych ludzi.

Katherine.

Wysiadłam z samochodu i spojrzałam na wieżowiec pod którym się znajdowałam. Spojrzałam zdziwiona na Willa który stał obok mnie.
- Serio? Przywiozłeś mnie pod hotel moje ojca?- Zapytałam zdziwiona i oparłam się o samochód. Chłopak uśmiechnął się do mnie i wziął za rękę. Razem ruszaliśmy do wejścia po drodze witając się z miłym portierem.
- Może to dziwne ale to miejsce jest dla mnie ważne. No nie dokładnie ten hol ale coś ponad nim.- Uśmiechnął się mnie przyjaźnie i poprowadził w stronę windy. Wcisnął guzik który wskazywał na sam dach. Teraz zrozumiałam dlaczego mnie tutaj przywiózł. Dach. No tak. Zapomniałam. 
Gdy winda się otwarła uderzyło w nas świeże powietrze. Od razu zaczęłam iść prosto. Doszłam do samej krawędzi i spojrzałam w dół. 
- To tutaj wszystko się zaczęło.- Poczułam ciepłe dłonie na swoich ramionach. Zamknęłam oczy i głęboko odetchnęłam.
- Pamiętam. Jakby to było wczoraj.- Usiadłam na murku tak, że moje nogi 'dyndały' kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Will usiadł obok i objął mnie ramieniem. Poczułam jakby przypływ szczęścia. Jakbym znów była piętnastolatką która jest szczęśliwa i beztroska. 
- Wiem co wydarzyło się w wakacje.- Znieruchomiałam i spojrzałam przerażona na chłopaka siedzącego obok mnie.
- Ale o czym ty mówisz?- Starałam się aby mój głos brzmiał tak jak zwykle. Modliłam się aby nie było w nim słychać przerażenia.
- O twoim romansie z Louis'em.- Wciągnęłam raptownie powietrze i przestałam oddychać. Poczułam się taka nieważna i zła. Wiem, że powinnam była na niego spojrzeć ale się bałam.
- Will ja..... Bo wtedy.....- Zaczęłam się tłumaczyć nie mając pojęcia co mam powiedzieć. No bo co? Powiem mu, ''że to nie tak jak myślisz? Albo to były dwa miesiące słabości?'' No bez sensu.
- Nie mam ci tego za złe.- Spojrzałam na niego zdziwiona jego słowami.- Wiem, że go kochasz, wiem też, że nie chcesz zostać moją żoną.- Wstałam i zaczesałam włosy ręką do tyłu. Will zmaterializował się na przeciwko mnie. Jego oczy były smutne i przepełnione żalem o którym nie chciał mówić. Nagle poczułam, że on jest dla mnie ważniejszy niż myślałam. Gdybym go straciła byłabym sama a tego bym nie zniosła.
- Nie prawda. Nie kocham go Will. To co było we wakacje było chore. Nawet nie wiem dlaczego to ciągnęłam. To z tobą jestem, za ciebie wychodzę i z tobą wiążę swoją przyszłość. Zrozumiem jeżeli mnie teraz zostawisz bo zachowałam się jak kretynka i egoistka ale musisz wiedzieć, że ja to zakończyłam bo wiedziałam, że cię ranię Will.- Powiedziałam na jednym wydechu. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie jestem na ciebie zły. Kocham cię i nie chcę cię zostawiać.- Przytuliłam się do niego i odetchnęłam z ulgą.
- Jedźmy do ciebie.- Wyszeptałam i nadal trwałam w jego silnych ramionach.
**
Biegłam przez długi korytarz i gdy tylko dotarłam do drzwi sypialni zamknęła je za sobą ze śmiechem.
- Ej! To mój pokój!- Will uderzył kilka razy ręką w drzwi na co ja zareagowałam donośnym śmiechem.
- Jeżeli odstawisz broń to może wyjdę.- Odpowiedziałam mu i rzuciłam się na jego miękkie łóżko. Podniosłam poduszkę w celu strzepania. W miejscu gdzie znajdowała się owa rzecz trzymana przeze mnie znajdowała się czerwona teczka. Podniosłam ją o otworzyłam mimo tego, iż to nie moje. W końcu jestem jego narzeczoną więc mam chyba jakieś prawo do sprawdzania jego rzeczy? Nie, nie mam ale jakoś musiałam się usprawiedliwić.
Wyciągnęłam kartkę na której była opinia lekarska. Przeleciałam wzrokiem po czarnych literkach aż doszłam do zdania: Stwierdzony rak mózgu. Stadium zaawansowane. Zakryłam usta ręką i wypuściłam kartkę z ręki. Na kartce wyraźnie było napisane jego imię jak i nazwisko. Dlatego chce tak szybko ślub. Teraz wszystko było jasne. Stadium zaawansowane czyli operacja może tylko go zabić. Nic go już nie uratuję. Dlatego rozmawiał z rano z tatą o ślubie i tata mówił, że mamy się ożenić jak najszybciej.
- Już schowałem swoją broń. Możesz wyjść.- Głos Willa wyrwał mnie z otchłani. Szybko schowałam kartkę i przykryłam teczkę poduszką tak jak była wcześniej. Wciągnęłam głęboko powietrze i otworzyłam drzwi. Ujrzałam jego uśmiechniętą twarz. Wyglądał normalnie. Nic nie wskazywało, że był chory. Że umierał.
- Kochanie musimy jechać wybrać zaproszenia na ślub. Jutro rozwieziemy je wszystkim osobą do których szybko dotrzemy. Poproszę mamę aby zwolniła mnie ze szkoły. Poszukam jakąś salę. Tatę po proszę aby załatwił wszystkie sprawy w kościele i pozwolenie dla mnie skoro nie jest pełnoletnia. A w sobotę o godzinie  czternastej staniemy przed ołtarzem.- Szybka decyzja która wydawała mi się słuszna. Nie ma na co czekać. Skoro on mnie kocha to nie widzę żadnych przeszkód. Moje uczucia są nie ważne w tej chwili. Przecież to on umiera, a nie ja.

Louis.

Wczoraj pisaliśmy o tym, że Katherine Parks i William Bloom zaręczyli się. Przed chwilą dostaliśmy wiadomość od osoby z otoczenia gwiazd iż para już ustaliła datę ślubu! Zakochani chcą być jak najszybciej małżeństwem dlatego sakramentalne ''tak'' powiedzą sobie już w tą sobotę! Szybko prawda? Nie wiem czy śpieszą się tak dlatego, że bardzo się kochają, czy może dlatego iż Katherine niedługo ma wziąć udział w mistrzostwach akrobatycznych. A może dziewczyna jest w ciąży? Każdy może mieć własne spekulację ale prawdę znają tylko osoby z otoczenia naszych zakochanych. Chcemy również przypomnieć, że Katherine ma dopiero 17 lat, a jest znaną modelką i akrobatką. Widać, że jej rodzice dbają o rozgłos dla swojej córki. 
Jak sądzicie czy ich małżeństwo przetrwa wiele lat? Czy może rozpadnie się po kilku miesiącach? Odpowiedzi zostawiajcie w komentarzach. 

Zatrzasnąłem laptopa i wstałem zdenerwowany. On nie może mi jej zabrać. Już to zrobił. Straciłem ją. Muszę coś zrobić. Przecież ona go nie kocha. Nie mogę pozwolić jej popełnić takie błędu.

Katherine.

Zamknęłam drzwi gabinetu i oparłam się o ścianę.W głowie cały czas miałam słowa lekarza. Przecież to nie może być prawda. To musi być jakiś cholerny koszmar. 
- Przepraszam. Wszystko w porządku?- Jakaś ciężarna kobieta dotknęła mojego ramienia i uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Tak. Tak wszystko w porządku.- Odpowiedziałam jej i jak najszybciej zapragnęłam opuścić to miejsce. Przecież to miał być cudowny dzień. 
-----------------------------------------------------
Trochę późno, no nie?Normalnie siedziałam sobie w domu bo miałam zapalenie ucha ale nic nie mogłam napisać bo mama zaraz krzyczała, że mam się położyć, a nie romansować przez internet -.-
Cóż, ślub się zbliża biją dzwony i każdy ma na sobie różowy! :D
Co sądzicie o hajtaniu się Katie i Willa? Czy Lou coś z tym zrobi? 
Myślę, że wam się spodoba ten rozdział :P

6 komentarzy:

  1. świetny! :D
    cóż nie powinni się hajtać ale ja tam nie wiem co wymyślisz.
    Louis na pewno coś z tym zrobi tylko nie wiem co. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie to jest! Ja z każdym rozdziałem w twoim wykonaniu jestem co raz bliżej palpitacji serca. Masz wielki talent i mam nadzieję, że będziesz się dalej rozwijała aby dawać nam co raz to lepsze (jeżeli to możliwe) rozdziały.
    A co do twoich pytań to nie jestem zadowolona z faktu, że oni biorą ślub. A Louis na pewno będzie walczył o naszą Katie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ryczę i uśmiecham się przez ciebie.! ;) Jeszcze chyba nikt nie napisał mi czegoś takiego :**

      Usuń
  3. No jak on umrze, to mogą wziąść ślub :D
    Ale jak jednak przezyje, to będzie masakrt, Katie i Lou musza być razem <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mu źle życzysz! :D Moja przyjaciółka powiedziała podobnie jak ty. ''Niech on umrze, a ona będzie z tamtym''. Oj wy... :P

      Usuń